Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
W imieniu Pumy, Mrusi, Pusi i Filemona bardzo dziękujemy za pomoc z waszej strony. Dzięki wam Kochani Pomagacze udało się uregulować rachunek za leczenie kociaków.
Wszystkie maluszki znalazły nowe kochające domy.
Cześć wszystkim, nazywam się Puma, a to moje siostry i brat Mrusia, Pusia i Filemon. ChcemyWam dzisiaj opowiedzieć to, co nas spotkało i bardzo, bardzo ładnie poprosić Was o pomoc. Posłuchajcie naszej historii.
Urodziliśmy się kilka tygodni temu w gospodarstwie. Nasza mama czule się nami opiekowała, od czasu do czasu zaglądali do nas też ludzie. Jednak to przede wszystkim mama się nami opiekowała, karmiła, myła, tuliła nas. W ostatnim czasie kiedy zaglądali do nas ludzie, często słyszeliśmy słowa kłopot, problem, którego trzeba się pozbyć i że chyba jesteśmy już wystarczająco dużymi kotkami. Wtedy nic nie rozumieliśmy jeszcze z tych słów, nie przeczuwaliśmy nawet, że ludzie mogą mieć jakieś złe zamiary; w końcu nigdy ludzie nie zrobili nam nic złego, a czasami nawet pogłaskali i dali coś do jedzenia.
Tego dnia człowiek przyszedł, zapakował całą naszą czwórkę do pudełka i powiedział, ze to już najwyższy czas. Na co? Miauczeliśmy pytająco, ale człowiek nic nie odpowiedział. Kiedy człowiek pakował nas do pudełka, mama bardzo tego nie chciała, miauczała, żeby nas zostawił, miała takie smutne oczy jak nigdy wcześniej. Próbowała gryźć i drapać, próbowała nas ocalić… ale człowiek ją odepchnął, a nas zabrał i gdzieś pojechaliśmy… Całą drogę próbowaliśmy się wydostać. Ja z Filemonem chcieliśmy uchylić górę pudła, Mrusia i Pusia próbowały przegryzać boki, ale nic nam z tego nie wyszło. W końcu zatrzymaliśmy się gdzieś, a człowiek uchylił pudło i wysypał nas z niego jak ziemniaki z worka. Pusia aż pisnęła z bólu, bo spadła na ogonek. Człowiek odwrócił się i odjechał, nie byliśmy w stanie go dogonić…
I tak zostaliśmy sami w środku lasu. Szybko dotarło do nas, że to nie wróży nic dobrego. Pusia się rozpłakała, Mrusia próbowała ją uspokoić mruczeniem, Filemon stwierdził, że jest głodny, ja próbowałam rozeznać się w sytuacji i szukałam znajomych zapachów, ale wszystko dookoła było obce. Łapki nam się załamały i spuściliśmy w dół wąsiki. Czy to już po nas? Dziewczyny rozpłakały się już na dobre, Filemon usiadł i westchnął. Popatrzyłam na nich i miauczę do nich: „Słuchajcie nie możemy się tak mazać, musimy się trzymać razem i znaleźć drogę do domu. Skoro człowiek tutaj nas przywiózł, to znaczy, że gdzieś jest jakaś droga, a za droga mieszkają ludzie. Musimy ich znaleźć.” Ustaliliśmy, że będziemy iść przed siebie i szukać jakichś śladów. Trzymaliśmy się razem, pomagaliśmy sobie nawzajem przedzierając się przez leśne zarośla. Ale byliśmy coraz bardziej głodni i zmęczeni… Filemonowi udało się pacnąć łapką jakiegoś motyla. Jeden motyl na 4 koty? Cóż, niewiele, ale dobre i to.
Robiło się coraz ciemniej i zimniej. Las szumiał złowrogo… zrobiło się jakoś tak strasznie. Wtedy Pusia zaproponowała, żeby poszukać kryjówki i zdrzemnąć się choć chwilę, nie miała już siły iść. Mrusia wypatrzyła miejsce pod krzaczkiem. Wgramoliliśmy się tam jedno za drugim, przytuliliśmy się do siebie i usnęliśmy.
Rano obudziły nas promienie słońca. To był znak, że trzeba ruszać dalej. Powyciągaliśmy łapki i pazurki, umyliśmy się dokładnie i ruszyliśmy dalej. Ciężko było nam iść, burczało w brzuszkach. Próbowaliśmy cokolwiek upolować, ale nie bardzo jeszcze byliśmy sprawnymi łowcami. W pewnym momencie Filomen zaczął miauczeć: „Patrzcie tam jest jakaś ścieżka, na niej ślady ludzkich butów. Jeśli nią pójdziemy może uda się wrócić do domu i do mamy.” Filemon zdecydowanie dobrze kombinował, ruszyliśmy więc dalej ścieżką. Jakąś chwilę później zobaczyliśmy ludzi idących ścieżką. „Za mną ile sił w łapkach” – miauknęłam i wyrwałam się do przodu ostatkiem sił. Reszta pobiegała za mną, miauczeliśmy na cały regulator, chcieliśmy, żeby ludzie nas usłyszeli. Udało się, ludzie zauważyli nas. Podeszli w naszą stronę i zaczęli nas głaskać. „Skąd wyście się tu znalazły?
Jakim trzeba być człowiekiem, żeby takie maluchy same w lesie zostawić? Zabierzemy Was i poszukamy pomocy.” Potem wzięli nas na ręce, zabrali do auta i pojechaliśmy. Pan kierował, a pani siedziała z nami z tyłu i cały czas nas tuliła i głaskała. Dojechaliśmy na miejsce, myśleliśmy, że do domu i mamy, ale nie to nie był nasz dom. Miejsce było trochę dziwne, inni ludzie chodzili w białych fartuchach, baliśmy się ich. Ludzie w białych fartuchach zaglądali nam do oczu i uszu, i coś zapisywali.
Potem zanieśli nas wszystkich do jednej klatki, postawili kuwetę i miseczki z jedzeniem. Nawet nie wyobrażacie sobie, jakie to jedzenie było pyszne!
Ludzie w fartuchach okazali się wcale nie być straszni i wszystko po kolei nam wytłumaczyli. Okazało się, że jesteśmy w lecznicy, takiej gdzie się leczy chore zwierzaki. Musimy tutaj zostać kilka dni, bo przez te nasze leśne przygody jesteśmy odwodnieni i słabi i potrzebujemy leków, które postawią nas na łapki. Kiedy już nabierzemy sił, niestety nie wrócimy do naszej mamy… nigdy już jej nie zobaczymy, bo nikt nie wie gdzie ona jest. Na ta wiadomość wszyscy rozpłakaliśmy się strasznie. To co z nami będzie? Pani w fartuchu zaczęła nas pocieszać. Wytłumaczyła, że jest taka fundacja, która opiekuje się takimi leśnymi skrzatami jak my, że wolontariusze są fajni, dają smakołyki i bawią się z kotkami, że w fundacji są też inne kotki i wszystkie czekają na swoje domy. Kiedy już znajdzie się taki dom i taki człowiek, których pokocha kotka lub kotki, wtedy się idzie do adopcji i zostaje tam już na zawsze. A zanim ktoś nas pokocha, kiedy nabierzemy już sił, to z lecznicy pojedziemy do domu tymczasowego, gdzie są wolontariusze i inne kociaki. Nie możemy się już doczekać tego dnia! Ale na razie musimy odespać zmęczenie i stres...
Jednak pani wytłumaczyła nam coś jeszcze. Otóż fundacja pomaga kotkom, ale nie dostaje na tą pomoc pieniążków. Wolontariusze zabierają kotki do swoich prywatnych domów, ale trzeba dla nas kupić jeszcze duuuużo jedzonka i zapłacić za każdą wizytę w lecznicy. Żeby fundacja miała na to wszystko pieniążki, trzeba poprosić dobrych ludzi, którzy wpłacają grosiki do skarbonki na zbiórce. Dlatego dzisiaj w imieniu nas wszystkich bardzo Was dobrzy ludzie proszę o pomoc dla nas. Jesteśmy jeszcze małymi kotkami, bardzo chcemy rosnąć zdrowe i znaleźć nowe domy. Czy dorzucisz grosik do naszej skarbonki?
Laden...