Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Ciocie mówią, że prawie wszystkie kotki, jakie do nich trafiają to kiedyś miały domki, tylko coś się nie udało i domki straciły. Ja Wam powiem, że byłem pewny, że wszystkie kotki na calutkim świecie to są kochane, a tylko ja mam takiego pecha. Ludzie, u których żyłem, jak tylko podrosłem to przestali mnie chcieć i zanieśli do miejsca, gdzie żyły kotki dzikie.
Wiecie, takie co się urodziły na ulicy i nie lubią ludzi. Zupełnie nie miałem tam wesołego życia, kotki znienawidziły mnie, jak tylko mnie zobaczyły, a właściwie poczuły, bo ja przecież calutki domem i ludźmi pachniałem. Byłem odpędzany od misek, kąsany, bity łapkami. Strasznie się bałem, bo te kotki bardzo na poważnie mnie przeganiały, a ja nie miałem gdzie pójść. Siedziałem schowany w krzakach i jak się oddalały, szybko biegłem, żeby zjeść cokolwiek, o ile coś zostawiły. Zaczepiałem ludzi i prosiłem o jedzenie, ocierałem się o nogi z nadzieją, że może ktoś mnie jednak zabierze do domku.
Wiecie, jak to jest, ja, domowy kotek nagle na ulicy, na zimnie szybko zacząłem chorować, byłem przez większość czasu głodny i zmarznięty więc nawet nie miałem siły walczyć z zaziębieniem. Katar szybko zmienił się w ból w płucach, miałem coraz mniej siły i coraz wolniej uciekałem przed innymi kotkami. Pewnego dnia nie miałem już prawie w ogóle sił, oddychało mi się bardzo trudno i nie dawałem rady biec, a kotki tym bardziej ochoczo zaczęły mnie gonić.
Ja naprawdę nie wiem jak by się to skończyło gdyby nie miłe dzieci, które jak nas zobaczyły to podbiegły, odgoniły tamte kotki, a mnie zabrały ze sobą. Nie mogły mnie jednak zabrać do domu, bo ich rodzice kotka nie chcieli, udało im się jednak mimo młodego wieku znaleźć ciocie i ciocia po mnie przyjechała. Tak trafiłem do szpitala dla kotków, lekarze dla kotków mówią, że ja się będę bardzo długo leczył. Cieszę się, że nie marznę, że mam jedzonko, że kotki mnie już nie biją, ale ja tak bardzo bym chciał pospać sobie przytulony do człowieka…
Kocurek trafił do nas cały umorusany w błocie i we wszelkiej roślinności, przez którą się przedzierał, próbując uniknąć ząbków innych kotów. To unikanie prawie mu się udało, w kilku miejscach był tylko podrapany i widać ślady ząbków. Nazwaliśmy słodziaka Cis, bo jesteśmy prawie pewni, że najwięcej roślinności, która na kocurku była pochodziła właśnie z cisa pospolitego. Rany na ciałku zagoją mu się raczej szybko, ale katar z zapaleniem oskrzeli i być może i płuc będziemy leczyć długo. Cisek nie ma odporność, ma dużą anemię, jest zagłodzony i słabiutki. U takich kotków jak on stosujemy na podniesienie odporności koci interferon, Virbagen. Lek jest koszmarnie drogi, ale skuteczny i naprawdę ratuje życie.
Oczywiście Cisek musi dostać też antybiotyki, leki przeciw zapalne i musi pomieszkać kilka tygodni w lecznicy. Czekają go też badania, kastracja i jak już dojdzie do siebie szczepienie. Nie pamiętamy tak złego roku, boleśnie odczuwamy skutki pandemii, kotków mamy pod opieką dwa razy więcej niż rok temu, a funduszy o ponad połowę mniej. Nie damy razy bez Waszej pomocy uratować Ciska…
Laden...