Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Kosmatek był młodziutki, miał jakieś 9 może 10 miesięcy, roku na pewno nie miał. Jesteśmy przekonani, że gdyby przyszedł po pomoc trochę wcześniej, pewnie nawet tydzień wcześniej to udało by nam się go uratować. Przeżyłby kilkanaście lat noszony na rękach i przytulany, bo to lubił najbardziej – wszelki kontakt z człowiekiem. Wdzięczył się do każdego, ocierał i bardzo się cieszył z każdego pogłaskania i przytulenia. Jego stan od początku był ciężki, ale mieliśmy nadzieję, że to tylko kwestia kataru. Okazało się, że niestety nie – Kosmatek miał zapalenie jelit, żołądka, trzustki i wątroby, a na koniec również FIP. Walczyliśmy, walczyliśmy naprawdę z całych sił i on też walczył. Zaczął nawet troszkę pobierać jedzenia, ale nie był w stanie już go strawić zapewne dlatego, że jego jelita obumarły. Za długo zanim do nas trafił był pozbawiony opieki, za długo nie jadł… Dziś rano stracił przytomność i już jej nie odzyskał…
Kosmatku, mamy nadzieję, że tam gdzie jesteś nie cierpisz, że masz pełny brzuszek i jesteś szczęśliwy. Przyszedłeś do nas po pomoc, a nam nie udało się podarować Ci długiego kociego życia na jakie zasługiwałeś…
Plan jest prosty – wdrapię się, najem, może zapoznam jakąś miłą kotkę i pójdę sobie dalej. Domu i tak nie mam i nigdy nie będą miał, nie liczę nawet na to, że będą mógł tam zostać. Im bliżej podchodzę do tego wysokiego muru, tym wyraźniej czuję jedzonko i to parę rodzajów.
Jejku, jak ja będę jadł, aż pękną. Musiałem się nieźle postarać ale po kilku próbach udało mi się wdrapać za mur. Cisza, spokój, jest sporo kotków, ale śpią. No, najadły się to śpią. Jedzenia mają tyle, że normalnie leży jeszcze w miskach. Zakradłem się powoli i się rzuciłem na te miseczki. Pochłonąłem wszystko z talerza, potem z drugiego i zagryzłem surowym mięsem. No to teraz popiję i się wyśpię w cieniu. Zostanę tu parę dni, trochę nadrobię zaległości w jedzeniu i spaniu. Kotki w ogóle nie zwracają na mnie uwagi, wydaje mi się, że są tu od dawna i chyba są tu bezpieczne, bo zupełnie straciły czujność.
Poza tym dla mnie to nie do pomyślenia, żeby jedzenie zostawiać. Muszą być jakoś regularnie karmione skoro zostawiają sobie na później. Wieczorem pojawili się ludzie. Coś sprzątali i przynieśli znowu dużo jedzenia. Zostałem na kilka dni, dwa razy dziennie obserwowałem z ukrycia ludzi i wydają mi się mili, może jak mnie zobaczą to nie przepędzą. W końcu mają tu tyle kotków, że może jeden więcej im nie zrobi różnicy. Zebrałem się na odwagę i wyszedłem w porze dawania jedzenia. Powoli się zbliżyłem i okazało się, że nie wypędzają tylko głaszczą :) Pogłaskali, obejrzeli a potem zapakowali do pudełka i zabrali z tego wspaniałego miejsca…
Mówią, że to nie miejsce dla mnie, że ja lubię ludzi i powinienem mieć dom a że jestem śliczny i miły to znajdzie się dla mnie domek. Nie jestem pewny czy wiedzą co mówią, do tej pory nikt a nikt mnie nie zechciał, nawet jak byłem słodkim maluszkiem…
Nazwaliśmy go Kosmatek. Młody kocurek, ma pewnie niewiele ponad roczek, tylko jest bardzo zabiedzony. Dłuższe futerko będzie przepiękne jak będzie mieszkał w czystym miejscu, kolor i jakość włosów też się poprawią jak się chłopak podkarmi właściwym jedzeniem. Raz, może dwa razy w roku jakiemuś kotkowi udaje się wejść na nasz teren dla dzikich kotków, wyjść się już nie da, bo cały teren jest zabezpieczony wysięgnikami.
Nie wiemy, jaka jest historia Kosmatka, szanse na to, że ktoś go podrzucił są małe, do nas się nie da łatwo podjechać i odjechać niezauważonym. Być może ktoś się go pozbył sporo dalej, przy asfaltowej drodze a być może Kosmatek domu nie miał nigdy tylko chodził od gospodarstwa do gospodarstwa… Tak czy inaczej, domu mu poszukamy, bo on ewidentnie chce być blisko człowieka, od razu daje się głaskać i przytulać, szuka kontaktu. Najpierw musimy mu wyleczyć zapalenie spojówek, odpchlić go i odrobaczyć, potem wykastrować i zaszczepić.
Musimy też zbadać mu krew i zrobić testy w kierunku chorób zakaźnych. Kocurek spędzi w lecznicy jakieś 3 tygodnie, za sam jego pobyt będziemy musieli zapłacić około 500 zł. Jesteśmy w tak złej sytuacji finansowej, że nie przyjmujemy nowych podopiecznych, no ale Kosmatek to w ogóle nie zapytał, czy go przyjmiemy, po prostu sobie przyszedł…
Laden...