Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
To, że domowym kotkom na ulicy nie jest łatwo, to każdy wie na pewno. Tęsknimy za ludźmi, za ciepłym posłankiem i za miseczką z jedzonkiem, za poczuciem bezpieczeństwa, jakie daje dom. Głodujemy, marzniemy, boimy się innych zwierzątek, czasem trafimy na niemiłych ludzi a czasem mamy wypadki. I to ostatnie spotkało właśnie mnie. Na ulicy nie jest łatwo i na pewno Wam się to wyda obrzydliwe, no bo w sumie to jest obrzydliwe, ale my, bezdomne zwierzątka często wyjmujemy jedzonko ze śmietnika. Jesteśmy tak głodni, że uwierzcie mi, że zjemy w sumie cokolwiek jadalnego, albo w miarę jadalnego.
Staram się zawsze, jak mogłem wydłubać tylko to, co nadaje się do jedzenia, a i tak często bardzo bolał mnie brzuszek. Jednak pewnego dnia miałem wyjątkowego pecha. Kiedy nurkowałem głębiej do kontenera ze śmieciami wokoło łapki i szyi zaplątał mi się kawałek plastiku. Im bardziej starałem się go zdjąć, tym on bardziej zejść nie chciał, a nawet przesuwał się dalej i wrzynał pod pachą. Byłem przerażony. Na ulicy mieszkałem niedługo, minęły, może ze 3 miesiące odkąd nie chciano mnie już w domu, bo za duży urosłem i wystawiono na zewnątrz.
Zupełnie nie wiedziałem, gdzie ma szukać pomocy taki kotek jak ja, przecież nie miałem swojego człowieka, który by mi łapkę pomógł uwolnić. Wiedziałem też, że skoro nie jestem w stanie z uniesioną do góry przednią łapką biegać, to za chwilę złapie mnie jakiś piesek albo pobije mniej miły kotek. Schowałem się w pierwszym możliwym miejscu i długo nie wychodziłem. Bolało bardzo przez cały czas, ale w końcu znowu musiałem poszukać jedzenie, tylko nie byłem już w stanie wskoczyć nigdzie wysoko. Zdecydowałem się zaryzykować i poprosić o pomoc ludzi. Wyjątkowo pokracznie doczłapałem się do bloków, w których ludzie mieszkali i o świcie, kiedy wychodzili do pracy, prosiłem o pomoc miauczeniem, próbowałem dreptać i ocierać się o nogi, ale nikt nie chciał mi pomóc.
Wiem, jak wyglądałem, od dawna chodzę krzywo na tylne łapki a teraz jeszcze mam niesprawną przednią. W końcu zobaczył mnie Pan, który zdecydował się mi pomóc, dał jeść i zabrał do cioć. Ciocie zdjęły ze mnie plastik i zabrały do szpitala dla kotków. Wiem, że muszę tutaj jakiś czas posiedzieć, żeby mi się łapka zagoiła, żeby moje tylne łapki obejrzał doktor od kocich kości i muszę jeszcze mieć jakieś badania i zabiegi. Przestało mnie jednak boleć i mam po raz pierwszy od kilku miesięcy codziennie coś do jedzenia.
Pan, który znalazł kocurka, nazwał go Obróżek, bo był przekonany, że plastik, który kotek ma na szyi, jest założoną przez człowieka obrożą. Wywiesił nawet w swojej okolicy ogłoszenia, ale nikt się nie odezwał. Prócz rany pod pachą Obróżek ma chwiejny chód na tylne łapki. Podstawowe badanie nic nie wykazało, ale musimy kocurka pokazać ortopedzie.
Obróżek jest niesamowicie słodkim, nakolanowym pieszczochem i na pewno zajdzie odpowiedzialnego człowieka, który go pokocha, najpierw jednak musimy go przebadać, odpchlić, porządnie odrobaczyć, wykastrować i zaszczepić. W lecznicy spędzi ponad dwa tygodnie, a my nie mamy naprawdę funduszy, żeby opłacić kocurkowi wszystko, czego potrzebuje. Błagamy Was o pomoc.
Laden...