Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dzięki Waszej pomocy udało się opłacić operację Totusia i mamy odłożone pieniążki na jego badania i szczepienie :)
Operacja była ciężka, ale Totuś zniósł ją nad zwyczaj dobrze, już po dobie mógł opuścić inkubator. Trafił do domku tymczasowego i tak się w nim miewa :
Powód podobno zawsze się znajdzie, a dla tego kto bije, zawsze jest to dobry powód. Wiecie, że ja nawet nie pamiętam, co zrobiłem „nie tak”? Owszem zdarzało mi się podkradać jedzenie, bo miałem go zawsze mało i często byłem głodny, parę razy zrobiłem siusiu poza kuwetą, bo kotki, które nie przeszły takich zabiegów, to tak robią niestety. Młody jestem, lubię się bawić i czasem coś niechcący zrzuciłem. Nie raz mnie szarpano, czymś uderzono. Nigdy wcześniej jednak nie zrobiono mi takiej krzywdy jak tamtego dnia...
Kopnięcie w brzuszek było tak silne, że nie mogłem oddychać. Był nam mnie tak bardzo zły, że wrzucił mnie potem do samochodu, zawiózł na działki i tam wyrzucił. Byłem pewien, że nie przeżyję, bo jak można żyć jeśli nie da się oddychać. Siedziałem schowany przez kilka dni, myślałem, że może skoro nie umarłem od razu, to mi przejdzie, ale wcale nie było lepiej. Wyczułem w pewnym momencie zapach jedzenia i podreptałem kierowany swoim noskiem. Zobaczyłem stado kotków i jakąś Panią, która daje im jeść. Podszedłem bardzo ostrożnie, złapałem kawałek jedzenie i uciekłem, tak szybko jak mogłem, no czyli nie za bardzo szybko. Pani mnie zauważyła i obserwowała przez cały czas, a potem wróciła z klatką do łapania kotków.
„Ja byłam pewna, że on nie jest z działek, ja od lat tu karmię koty i je znam, ten był oby. Nie chciał podejść, bał się, to na klatkę łapkę go złapałam. Najważniejsze to było go wykastrować, bo ja nie dam rady już więcej kotów karmić. W lecznicy mi powiedzieli, że on tak oddycha ze strachu, że to dziki kot, dopiero potem się okazało, że on niedziki i że coś mu jest, że ma przepuklinę i dlatego nie może oddychać. Poza tym miał bardzo chorą wątrobę”
Trafiłem do lekarzy dla kotków, ale nic mi to nie pomogło, dalej oddychałem tak, jak oddychałem i byłem coraz słabszy. Ta miła Pani mnie zabrała do siebie, ale nie mogła zanieść do domu, zamieszkałem w komórce. Pani przychodziła do mnie kilka razy dziennie, dawała mi jeść, bardzo się starałem to jedzonko zjadać, mimo że mnie bolało, każdy oddech łapałem prawie pyszczkiem i ciągle było mi niedobrze. Podobno po tych jakiś lekach mam się poczuć lepiej, ale ja się wcale silniejszy nie robiłem. Pani jednak była taka miła, że i tak się cieszę, że tu jestem, nigdy jeszcze nie spotkałem tak miłego człowieka, głaskała mnie i przytulała i ani razu nie uderzyła.
Zadzwoniła do nas pani, która pomaga zwierzątkom jakieś 100 km od Warszawy. Powiedziała, że starsza pani, karmicielka dzikich kotków, znalazła na działkach kotka z chorą wątrobą i z przepukliną przeponową. Trochę już wówczas podejrzewaliśmy, co mogło malucha spotkać, silne uderzenie w brzuszek mogło przesunąć mu jelita i obić wątrobę, stąd jej złe wyniki. Zobaczyliśmy przesłany filmik obrazujący, jak kotek oddycha i byliśmy pewni, że żartów nie ma. Skoro jednak kotek żyje tak już od paru dni, to powinno się udać mu pomóc. Zapytaliśmy naszych chirurgów, ale oni już takimi optymistami nie byli, polecili kotka dostarczyć natychmiast.
Nie rozumiem, dlaczego mam jechać gdzieś od tej miłej Pani, przecież jeszcze nigdy na nie byłem tak szczęśliwy i nikt mnie aż tak nie lubił. Że podobno jadę też do bardzo miłych cioć i do lekarzy dla kotów, którzy mnie naprawią i będę normalnie oddychał. I że nikt mi żadnej krzywdy tam nie zrobi i już w ogóle nigdy. Nie miałem nawet za bardzo siły płakać po drodze, dopiero u lekarzy się popłakałem, bo mnie macali, naciskali, a mnie coraz bardziej bolało, a jak mnie położyli do robienia jakichś badań, to już zupełnie wpadłem w panikę i zacząłem się dusić. Mają tu jednak takie fajne pudełka, w których jest cieplutko i jakieś takie jest powietrze, że mimo że oddycham tak jak zawsze to się tak nie męczę.
Zadzwonił telefon z lecznicy, że kocurek jest w kiepskim stanie i że trzeba go ustabilizować oddechowo na ile się da, bo się rozregulował jeszcze bardziej, wpadając w panikę podczas padania i za kilka godzin trzeba go szybko operować. Płuca jeszcze działają, ale nie wiadomo czy się zaraz nie zapadną. Do zabiegu będzie potrzebny i chirurg i asystent i anestezjolog, który będzie w razie potrzeby za kotka oddychał, bo jak się płuca i serce zachowają, nikt nie wie. Rokowania są ostrożne. Pojechaliśmy i weszliśmy na chwilę, żeby go poznać, dostał na imię Totuś. Leżał w inkubatorze, rurką leciał tlen i widać, że męczy się każdym oddechem, jednak kiedy nas zobaczył, wstał i zaczął się wdzięczyć.
Podobno te panie to moje nowe ciocie, miłe są, wstałem nawet do nich i pocierałem się o ścianki tego pudełka do oddychania, ale nie mogły mnie pogłaskać, bo pudełka nie można otwierać. Coś lekarze mówili, że jak będzie się pudełko otwierać, to ja znowu będę miał trudniej oddychać. Mam mieć zaraz operację. Boję się. Chciałbym przeżyć, bo coś mi się wydaje, że na świecie to jest jednak dużo więcej fajnych ludzi i że mogę naprawdę znaleźć domek, gdzie będę szczęśliwy.
Błagamy Was o pomoc, operacja i pobyt Totusia w lecznicy będą bardzo drogie. Chirurg i cały zespół będą się nim zajmować praktycznie w nocy, a potem kocurek musi jeszcze kilka dni spędzić w lecznicy całodobowej, a później, jak tylko jego stan na to pozwoli jeszcze dokończyć gojenie się w innej lecznicy. Kiedy zobaczyliśmy, z jakim trudem oddycha, nie mogliśmy mu nie pomóc, a teraz to my błagamy o pomoc Was…
Laden...