Dla kota, który konał na ulicy

Nasza znajoma wolontariuszka dostała wiadomość o potrąconym kocie. Od razu udała się na miejsce. Na ulicy, na kurtce leżało małe, biało czarne ciałko, które zwijało się z bólu. Kot natychmiast trafił do weterynarza.

Temperatura niemierzalna, krwi nie można pobrać, bo żyły się zapadły, kot bardzo wyniszczony. Padło podejrzenie panleukopeni, na szczęście test wyszedł pozytywny. Weterynarz obstawiała niewydolność nerek. Kot został w lecznicy. Niestety po paru godzinach wolontariuszka dostała wiadomość, że kot odszedł. Sam, bez niczyjej pomocy... Nie udało się mu pomóc.

Weterynarz zdążył jeszcze wykonać RTG, które nie wykazało żadnych złamań. Udało się też w końcu pobrać krew i wynik morfologii to była jedna wielka tragedia. Kot nie wpadł pod samochód. On konał na tej ulicy, bo miał białaczkę. Był stary, wycieńczony i umierał w bólu i samotności. Wolontariuszka zwróciła się do nas o pomoc w opłaceniu faktury. Przynajmniej tyle możemy zrobić.