Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Kimkolwiek jesteś wiedz, że ci się udało, pozbawiłeś życia drobniutką, zakochaną w ludziach koteczkę. Ty, który nakarmiłeś ją toksyną i pobiłeś możesz być z siebie dumny i zadowolony – Strzałeczka nie żyje. Pobicie by przeżyła, w końcu to była tylko połamana nóżka, chirurdzy mówili, że ją złożą, brzuszek się by po kopniaku wygoił, ale toksyna zniszczyła malutkiej nie tylko wątrobę ale i szpik. Strzałeczka nie produkowała krwi, a taka dolana starczałaby na chwilę bez szans na powrót do zdrowia, na życie. Zasnęła w klatce w całodobowym szpitalu. A wiecie, że ona się do końca cieszyła z każdego kontaktu z człowiekiem? To była niezwykła koteczka, chyba od zawsze żyła na ulicy, nigdy nie miała domu ani człowieka który by ją kochał ale ona ludzi kochała wszystkich. Weterynarz robili jej zastrzyk a ona wykorzystywała sytuację i się przytulała, zaglądali jej do oczek do ocierała się o rękę, jak tylko kogoś widziała i miała dość sił przytupywała łapkami o podkład ugniatając i mrucząc. Wielka, naprawdę wielka szkoda, że nikomu się nigdy nie spodobała i nikt nie zabrał jej do siebie, poszukał dla niej domu czy nie zgłosił jej do jakiejś fundacji. Wielka szkoda nie tylko dlatego, że Strzałeczki już nie ma, szkoda, bo ten kto by dał jej dom zyskał by niesamowity ogrom kociej miłości...
Przepraszamy Cię Strzałeczko, że nie dotrzymaliśmy słowa, że Cię nie uratowaliśmy, że mimo naszych obietnic nie dowiedziałaś się czym jest dom. Śpij spokojnie, chcemy wierzyć, że tam gdzie jesteś jest Ci dobrze i masz wreszcie wszystko co czym marzyłaś…
A mogę tego nie jeść? Bo chyba nie będzie mi smakowało, dziwnie pachnie… No dobrze, dobrze, jak się tak upierasz to zjem… Ale potem się jeszcze pogłaszczemy, dobrze? To dziwne coś, co mi podano do pysia w ogóle mi nie smakowało, ale trudno, ludzie przecież lepiej wiedzą co jest dla kotka dobre. A teraz jak już połknęłam to paskudztwo to będzie mizianie :)
Położyłam się na plecach i pokazałam brzuszek, wdzięczyłam się ocierając się o nogi, wpinałam się dopraszając się noszenia na rękach. I wtedy poczułam niesamowity ból. Uderzenie tak silne, że usłyszałam jak pęka kość w mojej łapce, przeleciałam klika metrów i spojrzałam na człowieka - śmiał się… Nie mogłam w to uwierzyć… Dlaczego? Przecież nie drapnęłam, ani nie złapałam ząbkami… Ja nigdy nikogo nie drapnęłam umyślnie, ja tak bardzo kocham ludzi. Leżałam na boczku na brzegu ulicy i nie mogłam się podnieść. Zaczynał padać deszcz, a ja nie mogłam się wcale ruszyć, tak okropnie bolało. Leżałam tak i popłakiwałam cicho. Człowiek odszedł, nawet się nie obejrzał, patrzyłam za nim jak się oddala cały czas nie rozumiejąc, dlaczego tak mnie nie lubi.
Klika lat żyłam na ulicy, ludzie od zawsze dawali mi jeść, głaskali mnie. Wiecie, od zawsze marzyłam o swoim domku i swoim człowieku, ale nikomu się nigdy nie spodobałam. To chyba kwestia koloru mojego futerka, bo charakter mam uroczy – kocham ludzi, w ogóle nigdy się ich nie bałam, korzystałam z każdej okazji, żeby się poprzytulać, ale widać charakter to nie wszystko. Żyłam więc na ulicy i często spoglądałam jak ludzie wchodzą do domów, czasem patrzyłam też w ich okna siedząc na niskim drzewku. Tam w domu to musi być fajnie, ciepło i sucho i są ludzie. Nie wiem jak długo leżałam na tej ulicy, po jakimś czasie zobaczyła mnie miła pani i zabrała do lekarza dla kotów a tam się okazało, że moje leczenie będzie kosztować bardzo dużo pieniążków a pani ich tyle nie miała.
Gdyby ciocie się nie zgodziły mi pomóc to nie wiem co by ze mną było. I wiecie co? Ciocie mi powiedziały, że ja nie wrócę już nigdy na ulicę, że jak tylko wyzdrowieję to poszukamy mi domku i że będę miała swoją rodzinę już na zawsze. Nareszcie moje marzenia się spełnią, tak bardzo się cieszę :)
Nazwaliśmy ją Strzałeczka, od tej kości, którą ma złamaną. Uwierzcie nam, że bardzo rzadko trafiają do nas ofiary umyślnego działania człowieka, przeważnie są to wypadki, nawet jeśli przez ludzi spowodowane to bez złej woli. Dlatego tak średnio wierzyliśmy w taki scenariusz, że ktoś świadomie koteczkę skrzywdził. I to taką koteczkę. Strzałka nawet teraz, w naprawdę ciężkim stanie stara się wdzięczyć do nas, do lekarzy, mruczy, ociera się, z radością daje się nosić na rękach. Ona naprawdę kocha wszystkich ludzi.
Złamana kość jest ogromnym problemem, ale obawiamy się, że większym jest potężna anemia, kocinka w chwili przyjęcia do szpitala całodobowego miała niespełna 35 stopni ciepła. Starczyło nam funduszy na opłacenie pierwszych dwóch dni jej pobytu w całodobowym szpitalu i wstępnego badania usg, a Strzałeczce musimy zbadać krew, opłacić z pewnością dwa tygodni pobytu, opłacić badanie rtg, kolejne usg, konsultację chirurga ortopedy i uzbierać fundusze najprawdopodobniej na transfuzję krwi…
Nawet nie myślimy na razie o zbieraniu funduszy na jej operację, na razie musimy uratować jej życie. Błagamy Was o pomoc dla tej cudownej koteczki tak bardzo skrzywdzonej przez człowieka…
Laden...