Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Urodziłam się na ulicy i tam spędziłam pierwsze miesiące życia. Od zawsze kocham ludzi, uwielbiałam głaskanie, noszenie na rączkach i siedzenia na kolanach. Miałam od zawsze swoją panią, która przychodziła z jedzonkiem i często mnie głaskała. Marzyłam, szczególnie zimą, że pewnego dnia zabierze mnie do siebie, do domu. Miała chyba jednak już kotki i pewnie więcej mieć nie mogła.
Prócz stałych pór kamienia nie miałam nic a nic do roboty i czasem z nudów i z ciekawości szłam pochodzić po pobliskim lesie. Wystarczyło przebiec dwie ulice i już się było w lesie. I to takim dużym, prawdziwym. Chodziłam tam od zawsze i nigdy nic złego mi się nie stało.
Tego dnia też nic nie zapowiadało, że będzie to mój ostatni spacer do lasu. Nie działo się nic niezwykłego, nie czułam żadnego obcego zapachu, biegłam sobie po ziemi, jak zwykle zastanawiając się, czy może znajdę jakąś myszkę albo robaczka. Wszystko stało się w ułamku sekundy, świst, na który w ogóle nie zdążyłam zareagować, coś poderwało mnie do góry i poczułam potworny ból w tylnych łapkach. Chyba straciłam przytomność, bo kiedy otworzyłam oczy, było już ciemno. Usłyszałam, że ktoś się do mnie zbliża, na szczęście człowiek, to mi na pewno pomoże. Człowiek poświecił na mnie latarką i coś brzydko pod nosem mówił. Odczepił moje łapki i rzucił mnie spory kawałek dalej. Byłam przerażona. Nigdy wcześniej człowiek nie był dla mnie niemiły, naprawdę myślałam, że przyszedł mi pomóc…
Doczołgałam się pod krzaczek i czekałam, aż pójdzie. Nie mogłam iść, bo w ogóle nie byłam w stanie używać tylnych łapek, tak potwornie mnie bolały. Przecież jeśli nie będę mogła iść, nie wrócę do swojej budki, do pani, która daje mi jedzenie. Ja tutaj umrę. Krew z łapek przestała się rano sączyć i kiedy wyszło słoneczko, dopiero zobaczyłam, że nie mam skóry na obu łapkach i że chwilą się tak dlatego, że są połamane. Droga do mojego miejsca, którą pokonywałam zawsze w kilkanaście minut, zajęła mi trzy dni. Czołgałam się nocą, bo bałam się, że w dzień spotkam znowu tego pana, który mną tak rzucił.
Kiedy rano znalazła mnie moja pani od jedzonka, od razu zabrała do lekarza dla kotków, a potem znalazła ciocie i pojechałam do dużego miasta. Łapki, zamiast się goić i boleć mniej każdego dnia bolą coraz bardziej, sama wiem, że to nic dobrego nie wróży. Pierwszy lekarz dla kotów powiedział, że trzeba mnie uśpić, bo nie da się już mi pomóc, ale ja tak bardzo chcę żyć. Tutaj lekarze dla kotów mówią, że będziemy walczyć…
Nazwaliśmy ją Wendy. Ma jakieś 1,5 roku i jest samą słodyczą, nawet ciężko ranna, z zakażonymi ranami mruczy i się do nas przytula, rytmicznie ugniatając łapkami. Wygląda na to, że malutka złapała się w sidła. Sama by się nie oswobodziła, ktoś jej musiał pomóc, ale nie zabrał do weterynarza. Lewej tylnej łapki nie da się uratować. W takich temperaturach, po czterech dniach bez antybiotyku i odkażania rozwinął się stan zapalny zagrażający życiu Wendy. Musimy ją pilnie ustabilizować i amputować łapkę.
Walczymy o prawą łapkę. Koteczka dostaje leki, ozonujemy, kończymy i mamy nadzieję, że się uda. Wendy spędzi w lecznicy około 3 tygodni, na ulicę już nie wróci. Błagamy Was o pomoc w opłaceniu jej leczenie, operacji i badań, ona tak bardzo chce żyć…
Laden...