Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Mona trafiła pod opiekę naszego stowarzyszenia na początku marca. Została wyrzucona w okolicy Castoramy. Kotka błagała o pomoc, podchodziła do każdego człowieka. Już teraz wiemy, dlaczego tak szukała ratunku.
Kotka wymiotowała i kichała, oczka paskudne i ciągle spała. Niby miała apetyt i to ogromny, ale jakby była bez sił. Dostała krople do oczu, do noska leki i dopiero jak się załatwiła to wyszło co ma w kale, masa larw jeszcze czegoś takiego nie widziałyśmy... Po badaniu kału okazało się, że kotka ma nicień płucny u kotów (Aelurostrongylus abstrusus) nicień jest bardzo rzadki u kotów, ale strasznie wyniszcza.
Zrobione miała rtg płuc, na których było widać, że ma początki zmian na płucach, dostała leki, które miały pomóc w walce z tym dziadostwem, ale wiedzieliśmy że przed nią dłuższe leczenie. Dostała antybiotyk convenia, syropy na odporność, kropelki do uszu, do noska, do oczu, bardzo dzielnie znosiła wszelkie zabiegi. Do tego wszystkiego doszła rujka, którą bardzo źle znosiła, męczyła się dodatkowo. Po rujce weterynarz podjął decyzję, że musimy robić sterylizację, bo zaraz może wejść w kolejną rujkę... Niestety nie udało się serduszko przestało bić , świat się zatrzymał w momemncie kiedy wydawało nam się, że będzie już lepiej, że tych cholernych larw jest coraz mniej w kale, chociaż tak naprawdę ciągle się pojawiały, mimo leków niedane było jej dłużej się cieszyć życiem. Pocieszamy się, że odeszła kochana przez nas, a nie gdzieś w śmietniku pod Castoramą, już nie cierpi.
Mona odeszła a długi zostały, leczenie było długie i kosztowne i do tego zakupiliśmy dla niej podkłady, lepszą karmę, żeby nabierała sił. Bardzo Was prosimy w opłaceniu faktury u weterynarza, są to dla nas ogromne koszty.
Laden...