Lejdi ze strzaskaną miednicą

To takie proste, uderzyć, potrącić zwierzątko i uciec, zostawiając leżące na poboczu ciągle żywe ciałko.

Nie udzielić pomocy, bo od tego są inni ludzie o wielkim sercu, którzy pochylą się nad nieszczęściem i przyniosą zwierzątko do weterynarzaa, który udzieli pomocy niemal po kosztach i będzie szukał wśród istniejących fundacji  patrona dla zwierzaka. Fundacji, takie jak nasza, które staną na głowie, by zdobyć potrzebne na leczenie środki.

Oszczędności nie mamy żadnych, oscylując od płatności do płatności regulowanych z maleńkich zbieranych mozolnie kwot lub ze zbiórek, takich jak ta. Jeśli się uda...

Lejdi, potrącona na ul.Krzemienieckiej we Wrocławiu ze złamaną miednicą, która musi się zrosnąć. 

Co potem z koteczką? Nie wiemy. Nie wiemy, czy i jak będzie chodziła, nie wiemy jak będzie funkcjonować, czekamy miesiąc, aż miednica się zrośnie i zobaczymy. Na ogłoszenia o znalezieniu koteczki nie zgłosił się nikt.

Przed nami sterylizacja, testy FiV, FelV, szczepienie kici - modlimy się, żeby rehabilitacja nie była konieczna, bo wtedy koszty przywrócenia Lejdi do życia będą ogromne.

Czekamy, mając nadzieję, że kicia po zrośnięciu stanie na łapki.

Nie wiemy nawet, co mam pisać, żebyście wiedzieli, że warto nam pomóc, że nie damy rady opłacić z własnych środków wszystkich podejmowanych interwencji. Gdy zdarzają się te skomplikowane, bardziej kosztowne, musimy prosić Was o pomoc.