Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Kochani Leoś - małe cudo znalezione po wypadku.
Informujemy, że Leoś przeszedł zabieg amputacji fragmentu ogonka ale jest już zdrowy, dwukrotnie zaszczepiony, i co najważniejsze - ma nowy, cudowny dom!
Oczywiście Leoś rządzi :). Jak widać na załączonych zdjęciach podporządkował sobie nawet psy 10 razy większe od siebie :)
Cześć człowieku!
Mam na imię Leoś, tak nazwała mnie dziewczyna, która uratowała mi życie. Chcę opowiedzieć dziś Tobie swoją historię. Będzie to opowieść trochę ku przestrodze, ale przede wszystkim będzie to moja prośba do Ciebie, moja prośba o pomoc. No tak, zapomniałem, że miałem poprosić na końcu, więc zacznę teraz od początku.
Pewnego dnia kiedy obudził mnie poranny promień słońca, przeciągnąłem się i pomyślałem „dziś jest dzień na moją wielką przygodę”. Miałem już w końcu 3 miesiące, a to dla kotka przecież poważny wiek, w sam raz by wyruszyć w świat. Wymknąłem się więc, kiedy moja kocia mama jeszcze spała i ruszyłem w drogę. Przeskoczyłem ogrodzenie naszego gospodarstwa i szedłem przed siebie zadowolony nucąc swoją kocią mruczankę. „Wrócę późno, może na kolację, mama będzie pewnie zła, ale przecież zrozumie, gdy opowiem jej jak wygląda świat za płotem” – myślałem sobie w duchu i szedłem dalej.
Nagle usłyszałem głośne szczekanie, ten dźwięk zdawał się być jakby coraz bliżej mnie. Obejrzałem się za siebie i zobaczyłem, że goni mnie pies. Był wielki i wściekły. Uciekałem więc ile miałem sił w łapkach, ale on także był szybki. Przeskoczyłem jedno ogrodzenie, potem kolejne a potem był ten wysoki płot…
Rozpędziłem się, wskoczyłem, resztką sił wdrapałem się na szczyt i spadłem. To był bardzo bolesny upadek. Bolała łapka i bolał ogonek. Łapka bolała tak bardzo, że biegłem dalej na trzech, ale wciąż biegłem, słyszałem szczekanie, serduszko tak mocno biło mi ze strachu. W końcu zatrzymałem się, brakowało mi tchu, ale przeraźliwe szczekanie ucichło. Uciekłem, udało się, odetchnąłem z ulgą i rozejrzałem się wkoło. Wtedy zdałem sobie sprawę, że kompletnie nie wiem gdzie jestem i nie wiem jak wrócić do domu.
Stałem na środku pola i płakałem. Robiłem się też coraz bardziej głodny. Postanowiłem więc nie mazać się i na trzech łapkach iść przed siebie, dokądś w końcu muszę dojść, gdzieś, gdzie są ludzie i jedzenie. Ściemniało się już, kiedy w oddali zobaczyłem budynek ze świecącym szyldem „Ośrodek zdrowia”. Podszedłem tam resztkami sił. Na tyłach budynku znalazłem śmietnik, a w nim udało mi się wygrzebać coś do jedzenia. Zapadła noc, a ja siedziałem skulony w śmietniku i wiedziałem już, że nigdy więcej już nie zobaczę mojej mamy. Byłem zdany sam na siebie.
Z samego rana wokół budynku zrobiło się gwarno. Wyszedłem z ukrycia i zobaczyłem ludzi. Siadłem więc obok wejścia i prosiłem o pomoc. Kilka osób dało mi coś do jedzenia. Nie wiem ile dni tak spędziłem, każdy wyglądał tak samo. Rano ludzie przychodzili, różni ludzie, zawsze ktoś dał mi coś do jedzenia. Wieczorami i nocami spałem w śmietniku.
Pewnego dnia podeszła do mnie młoda dziewczyna. Ona była inna. Podeszła, dała jedzonko i stała dalej nade mną. Zjadłem, a ona wzięła mnie na ręce i przytuliła. Już zapomniałem, jak to jest tulić się do człowieka, zrobiło mi się tak ciepło i miło. Dziewczyna obiecała, że wróci. I naprawdę wróciła! Na drugi dzień przyszła z pudełeczkiem, do którego mnie włożyła ciepłą dłonią, a potem pojechaliśmy.
To było bardzo dziwne miejsce, ludzie chodzili wokół mnie w fartuchach i oglądali z każdej strony. Mówili coś o łapce i ogonku i o katarze, który złapałem przez ostatnie chłodne dni. Potem zanieśli mnie do klatki, gdzie dostałem swój kocyk i miseczkę pełną smacznego jedzenia. Jestem tutaj już od kilku dni. Miałem operację, na której ratowali mój ogonek, dostaje też codziennie lekarstwa, ale ponoć już niedługo stąd wyjdę. Bałem się, że znów wrócę na ulicę, bo przecież ja nie mam dokąd iść, ale ludzie w fartuchach wytłumaczyli mnie, że teraz pójdę do takiej Fundacji która ratuje takie kotki jak ja.
Miałem szczęście, że do nich trafiłem. Nie każdy kot ma takie szczęście jak ja. Dlatego pamiętaj człowieku jeśli masz kota nie pozwalaj mu na takie przygody. Mnie nikt nie ostrzegł i cudem uszedłem z życiem. No a teraz na koniec ta moja prośba, bo trochę się rozgadałem. Prośba dotyczy pieniążków, bo ja ich nie mam, a w fundacji takich kotków jak ja jest bardzo dużo i oni też nie mają pieniążków. A trzeba zapłacić za moją operację i za leki, które codziennie dostaje i jedzonko, które zjadam też kosztuje.
Proszę więc Ciebie człowieku o złotóweczkę, albo kilka złotóweczek jeśli możesz. Bardzo chciałbym dzięki twojej pomocy być zdrowy i szczęśliwy.
Pozdrawiam,
Leoś
Laden...