Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Z grupy kociaków przeżył tylko Chaberek. Kilki dni temu po wielu miesiącach znalazł także nowy dom. Za leczenie i próbę ratowania życia zadłużyliśmy się po uszy i niestety nie udało się zebrać na tyle by opłacić wszystki zobowiązania. Dziękujemy wszystkim, którzy trwali z nami w tej nierównej walce i pomogli.
One już nie żyją... Przegrały walkę z panleukopenią. Przegrały ją w ułamku chwili...
Kiedyś ktoś mnie zapytał, "dlaczego zwierzęta tak chorują, kto ponosi za to odpowiedzialność..." Odpowiedź jest prosta - człowiek. Człowiek mający rozum, myślący, wciąż powołuje na świat ogrom zwierząt, z których tylko niewielka garstka znajdzie kochające, odpowiedzialne domy. Kiedy czytam komentarze, że jest tak wielu chętnych chcących przygarnąć kota, to zadaję sobie retoryczne pytanie - to dlaczego fundacje i schroniska są tak przepełnione? Dlaczego mutujące wciąż wirusy zbierają co roku takie żniwo...
Andrea (ruda kotka) i Luna (trikolorka) - obie były znajdkami. Popatrzcie na te śliczne pysie i zadajcie sobie pytanie, dlaczego nikt ich nie przygarnął? Dlaczego znalazły się na ulicy? No przecież jest tylu chętnych...
Letii (biało czarna kicia), Aster (biało rudy kocurek) - one jeszcze walczą. Ale ich stan jest coraz gorszy, mimo tego, że przebywają w kocim szpitalu i lekarze robią, co mogą, żeby je uratować. Ale jeśli kiedykolwiek ktoś miał do czynienia z panleukopenią to wie, jak podstępna to choroba i jak trudno z nią wygrać.
Te piękne zdjęcia miały służyć do ogłoszeń. Do szukania im domów. Nie do zbiórki, w której będziemy prosić o pomoc w walce o ich życie. Na te z lecznicy czekamy i mamy nadzieję, że dojdą, zanim kociaki powędrują za tęczowy most..., który niestety jest tak blisko...
Jest jeszcze Chaber. On na razie trzyma się dzielnie. Jest leczony, ale nie wymaga pobytu w szpitalu. Może choć jemu jednemu się uda.
Kiedy przychodzą takie momenty, w których odchodzą tak małe, niewinne stworzenia, które nikomu nic nie zrobiły, które nie zdążyły jeszcze zaznać miłości i ciepła domowego ogniska, serce rozpada się na milion części. Zrozumie to tylko ten, kto kiedykolwiek tego doświadczył. Wkładamy mnóstwo sił w opiekę nad nimi, dbamy, tulimy i nagle ni stąd, ni zowąd przychodzi śmiertelny wirus i zabiera je jednego po drugim.
Ale będziemy jeszcze walczyć. Nie patrząc na koszty! Bo to, choć bardzo istotne i pomocne, zawsze u nas było na drugim planie. Na pierwszym zawsze będzie życie...
Laden...