Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Działamy nieprzerwanie od lutego 2012 roku, w tym czasie pomogliśmy setkom kotów i dziesiątkom ludzi, którzy zwrócili się z prośbą o pomoc.
To zdjęcia (części) kotów, którym pomogliśmy tylko w ostatnich dwóch tygodniach. Za nimi stoi kolejka zwierzaków, których życie nie jest bezpośrednio zagrożone i które mogą (a raczej muszą poczekać):
(W czasie, kiedy pisaliśmy tekst na zbiórkę, czyli niespełna 24 godziny odeszły dwie małe trikolorki z drugiego zdjęcia i jeden buras ze zdjęcia powyżej - tak okurtnie obchodzi się późnymi miotami natura)
Z roku na rok pomaganie jest trudniejsze, bo musimy mierzyć się z jednej strony z niekończącym się problemem kociej bezdomności i nieszczęścia, ludzką głupotą (kot da sobie radę, kotka musi mieć raz młode, kot musi wychodzić, kot zawsze spada na 4 łapy itd.) i pretensjami (jak to nie weźmiecie kota, od czego jesteście; ja już mam w domu 1 kota i nie mogę pomóc; 3 miesięce temu odeszła moja kotka i nie chcę więcej przeżywać żałoby, więc nie wezmę tego kota itd., itp.). Mamy coraz mniej sił, pomysłów i miejsca, ale...
Czujemy się opowiedzialne za to, co zaczęłyśmy, trudno nam się z wycofać z pomagania, zostawić koty, wywiesić kartkę "ZAMKNIĘTE DO ODWOŁANIA" i choć czujemy wypalenie, to wciąż działamy.
Mimo tego, że jesteśmy grupą raptem 10 osób (z których każda ma swoją pracę, dom, rodzinę i zwierzęta), to prócz kotów pod opieką grupy, wspieramy karmicelki (opłacając zabiegi kastracji, czasem leczenie, a w razie potrzeby i karmę), a także w miarę możliwości staramy się pomagać osobom, których sytacja finansowa nie zawsze pozwala na zapewnienie ich kotom potrzebnej w danej chwili opieki weterynaryjnej (często ratującej życie).
Do tego dochodzą nasi bezpośredni podopieczni, czyli koty, którym szukamy domów: średnio ich liczba mieści się w przedziale 45-50 kotów, którym zapewniamy karmę, opiekę weterynaryjną, szczepienia i regularne odrobaczenia.
Czasem pod nasze skrzydła trafiają chore gołębie czy jeże:
Walczymy, robimy zbiórki, które idą bardzo różnie, ale raczej powoli i mało której udało się osiągnąć cel. Jedna z nas poświęca wiele godzin w miesiącu, żeby prowadzić bazarek, który jest naszym głównym źródłem "przychodu". Od czasu do czasu spotykamy się, żeby pogadać o "starych karabinach", pomaganiu i przekonujemy siebie nawazajem, że nie możemy się poddać, a przy okazji powstają np. świeczki, które potem można kupić bazarku:
Wszystko to jest jednak kroplą w morzu potrzeb i kociej bezdomności. Nasze "przychody" są średnio dwukrotnie mniejsze niż nasze "rozchody". Nigdy nie brałyśmy udziału w żadnym konkursie, a jeśli jednak kiedykolwiek (pamięć jest zawodna), to na pewno żadnego nie wygrałyśmy. Pewnie trochę z własnej winy, bo jesteśmy zbyt małorozpoznawalne, bo nie mamy jakiś szczególnie szczególnych przypadków, które skłaniałyby setki osób do polubiania i udostępniania naszych postów. Ot, zwykła orka na ugorze: kastracje, odrobaczania, odpchlania, kuwety, miski, jazdy do weta, kropienie oczu, czyszczenie uszu, wywalanie żwirku.
Pomyślałyśmy więc, że kiedy, jeśli nie teraz. Teraz kiedy, po raz kolejny, rozważamy, jak być dalej i czy być w ogóle. Może udział w tym konkursie da nam nową moc, pozwoli nam zrozumieć, że możemy liczyć na większe wsparcie niż sądzimy, że nasze działania są widoczne i warte tego, żeby je wspierać, choć niekoniecznie pojawiające się facebookowych wallach.
Może dzięki energii, która się tu uwolni my znajdziemy w sobie złoża nowej, o których istnieniu zapomniałyśmy w ferworze pomagania kotom i nie tylko im.
Laden...