Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dziękujemy za wsparcie dla kotki Mani. Kicia wygrała walkę ze śmiertelnie niebezpieczną chorobą, a dzięki waszej pomocy mogliśmy opłacić jej leczenie i hospitalizację. To nie koniec dobrych wiadomości. Mania znalazła także nowy, kochający dom!
Pewien Pan dokarmiający spore stado kotów wolnożyjąch na jednym z rzeszowskich osiedli jeździ również dokarmiać koty żyjące na działkach. Pewnego dnia w stadzie pojawił się mały czarny kot, którego wcześniej nigdy nie widział ani on, ani jego sąsiad, który także pomaga kotom. Czarny mały kotek był mały i chudziutki, nie lgnął do żadnego z dorosłych kotów, był wręcz przeganiany od miski przez inne koty.
Karmiciel postanowił osobno dokarmiać małe kocię, dając poza grupą osobną miseczkę. W ten sposób mały kotek nabierał zaufania do karmiciela, podchodził coraz bliżej, aż w końcu dawał się głaskać i brać na ręce.
Karmiciel, będąc w kontakcie z wolontariuszką fundacji postanowił zwrócić się o pomoc dla tego małego kotka, prawdopodobnie kolejnego podrzutka. Chciałby, nim nadejdą mrozy i śniegi małe kociątko było bezpieczne w ciepłym miejscu pod czułą opieką. W fundacji mamy w ostatnim czasie spore przepełnienie, ale aż żal było patrzeć na garnącego się do człowieka i szukającego ciepła malca.
Udało się znaleźć miejsce i w ten sposób kotka (bo okazało się, że to dziewczynka) trafiła do jednego z domów tymczasowych.
Mania - bo takie imię otrzymała kicia, przez pierwsze dwa dni praktycznie nie wychodziła z ciepłego legowiska w pobliżu grzejnika. Od pierwszego dnia okazywała wdzięczność za pełną miskę i ciepły kąt, głośnym mruczeniem.
Niestety na 3 dzień opiekunka zauważyła biegunkę. Kotka zaczęła być osowiała. Została natychmiast zawieziona do weterynarza. Badania potwierdziły niestety kolejny przypadek groźnej choroby - panleukopenii. To był cios nie tylko dla kici, ale też i dla nas. Bo panleukopenia w tym roku zebrała już spore żniwo. Kotka oczywiście została na leczeniu w szpitalu gdzie walczy o życie.
A my zastanawiamy się co by było gdyby jednak karmiciel nie skontaktował się z naszą wolontariuszką. I gdyby nie znalazł się tymczas. Zapewne mała Mania już by nie żyła. Bo z tą chorobą ciężko wygrać nawet w lecznicy, a co dopiero, gdyby organizm tak małego kota musiał sobie poradzić z tym sam.
Leczenie i pobyt szpitalny Mani to kolejne spore koszty. Ale po raz kolejny to napiszemy - życie kota jest najważniejsze. A za każdą okazaną pomoc będziemy wdzięczni!
Laden...