Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
W imieniu malutkiej Marii dziękujemy za pomoc.
Kicia przeszła pełną profilaktykę i znalazła nowy kochający dom.
W życiu każdego z nas są takie chwile, że potrzebujemy uciec, oderwać się od problemów, poszukać ukojenia… Codzienność potrafi przygnieść nawet najwytrwalszych. Tego słonecznego, jesiennego popołudnia nasza wolontariuszka poczuła, że musi się oderwać, choć na chwilę. Pojechać gdzieś, coś zobaczyć, zapomnieć… Popołudnie było czasem wolnym, a pogoda sprzyjała. Wsiadła więc w samochód i ruszyła przed siebie.
Wyruszyła w górskie tereny, które o tej porze roku mienią się tysiącem różnych barw. Złoto dębów i czerwień buków przeplatały się z zielenią sosen. Słońce migotało pomiędzy kolorowymi liśćmi. Góry, lasy i liczne doliny rzek. W tej malowniczej rzeczywistości naprawdę można było w końcu odpocząć. Po drodze wolontariuszka odwiedziła też Sanktuarium św. Jana z Dukli, gdzie w modlitwie znalazła ukojenie. Gdy wyszła z Sanktuarium, zapadał już zmrok, czas by wracać do domu. Wsiadła więc do samochodu i spokojnym tempem ruszyła w stronę domu.
W pewny momencie coś zamigotało jej w przydrożnym rowie. Zwolniła, dostrzegła odbijające się w reflektorach auta kocie oczy. Zatrzymała się, włączyła „awaryjne” i wyszła. Rozejrzała się, „zakiciała” a z rowu podbiegło do niej małe, wychudzone kociątko. Kociątko było bardzo ufne, a swym głośnym miauczeniem niemal błagało o pomoc. Dookoła panowała cisza, tylko las szumiał nad głowami. Z dala od gospodarstw, pośród drzew i krzewów… W pobliżu nie było żywej duszy. Oczywistym stało się więc, że ktoś musiał malutką kotkę porzucić w pobliskim lesie. Wolontariuszka zaświeciła latarkę i przeczesała jeszcze dokładnie przydrożne zarośla. Musiała upewnić się, czy przypadkiem kotów nie było więcej, ale nie znalazła już żadnej kociej istotki.
Wolontariuszka okryła kociątko kurtką i zabrała do samochodu. Po drodze maleńka płakała i próbowała gryźć i ssać palce dziewczyny. Kiedy dojechały do domu, wolontariuszka szybko rozłożyła klatkę kennelową, by móc odizolować małą od pozostałych swoich kotów i dała jej jeść. Malutka niemal rzuciła się pełną miseczką i w mig ją opróżniła, po czym zasnęła spokojnie.
Następnego dnia wolontariuszka z kicią pojechała na wizytę kontrolną. Kotka została zabezpieczona surowicą, odpchlona i odrobaczona. Czy leśna tułaczka nie pozostawi śladu na jej zdrowiu? O tym przekonamy się w najbliższych dniach, mamy jednak nadzieję, że uda się ją uchronić przed najgorszymi, śmiertelnie niebezpiecznymi wirusami. Na razie walczymy z robactwem i potwornymi wzdęciami brzuszka.
Około 2-miesięczna kicia dostała na imię Marii, na pamiątkę tego, że została znaleziona w okolicach sanktuarium. Mamy nadzieję, że wybrane imię będzie dla niej dobrym amuletem, a kotka po profilaktyce i szczepieniu szybko znajdzie nowy dom. Jednak nawet ta podstawowa opieka, jedzenie, żwirek, preparaty przeciwpasożytnicze i szczepienia to kolejne wydatki, a my naprawdę w ostatnim czasie ledwo wiążemy koniec z końcem. Dlatego bardzo prosimy o grosik wsparcia dla małej Marii.
Laden...