Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
W imieniu tego który tyle wycierpiał dziękujęmy za każy datek, ża każdą ofiarowaną pomoc.
Dnia 04.02.2023 w wyniku interwencji natknęliśmy się na tego oto pieska. Zabrakło nam słów i tchu. Natychmiast ustaliliśmy właściciela, który tłumaczył się, że tylko sprawuje opiekę nad tym zwierzakiem, gdyż prawdziwy właściciel przebywa za granicą.
Sprawuje opiekę? Czy to można nazwać opieką? Poinformował nas, że jakiś czas temu był na miejscu weterynarz i po oględzinach psa, bez jakichkolwiek badań stwierdził raka, opiekun przyswoił tą wiadomością i na tym poprzestał. Guz przybierał na wadze, ale nikt ani nie pojawił się z nim u weterynarza, ani nie pomyślał nawet, aby pieska zabrać do domu. Kula u nogi i łańcuch to jego los. W trybie natychmiastowym nakazaliśmy przewieść psa do leczniczy. Z samego rana umówiliśmy psiaka na natychmiastową wizytę. Były przeprowadzone wstępne badania, mające na celu określenie stanu i rodzaju guza. Był on umiejscowiony w obszarze dużego ukrwienia, ryzyko operacji bardzo duże. Właściciel miał podjąć decyzję.
No cóż, długo to trwało, ale 15 marca miał miejsce na ewentualny zabieg. W tym czasie stan pieska bardzo się pogorszył, właściciel czy opiekun pozostawił to bez reakcji, piesek pełnił swoją służbę na łańcuchu. Dnia 04 marca ktoś poinformował pewnego złotego doktora o losie psa, wolontariusze, ludzie dobrego serca przewieźli go natychmiast do kliniki. O tym fakcie dowiedzieliśmy się później z informacji na FB, opiekun nawet nie zadzwonił do nas ani nie poinformował tych ludzi którzy go zabierali, że piesek był już badany. Po tym, jak trafił do lecznicy po kilku godzinach guz pękł, wręcz eksplodował. Natychmiast został operowany, ogromny guz ważył 4 kilogramy. Po operacji praca serca ustała, był reanimowany, miał przetoczoną krew, udało się go w miarę ustabilizować.
Noc przeżył i to była niestety ostatnia noc. Niestety zbyt późno trafił do lecznicy, stan zapalny, ogrom ropy spowodował zatrucie organizmu. Wszyscy mieliśmy nadzieję że mimo tego w jakim był stanie uda się, bo nadzieja pęka ostatnia. Kochany w ostatnich godzinach miał namiastkę godności, pił i jadł łapczywie, leżał w wygodnym posłaniu i odszedł. Doktor zrobił wszystko, co było w jego mocy, dlaczego tak późno właściciele, opiekunowie zwrócili się o pomoc do weterynarza, jak można określić stan zwierzęcia po obejrzeniu go bez jakichkolwiek badań, ten guz rósł kilka lat, dlaczego pomimo stanu zdrowia nadal trzymany był na łańcuchu. To są jedne z wielu pytań, ale nie zwróci mu to życia.
Bardzo chcielibyśmy zbierać pieniążki w tej zbiórce na jego nowe życie bez bólu, ale tak się nie stało, zbieramy niestety na pokrycie ostatniej przysługi.
Laden...