Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Z ogromnym żalem informujemy, że ziemska wędrówka naszego Misia zakończyła się :( Miś odszedł od nas po długiej chorobie, dziś jest już w lepszym świecie i gdzieś tam na niebie świeci jego gwiazda.
Dziękujemy wszystkim, którzy wsparli Misia i tym samym sprawili, że ostatnie miesiące jego życia były pełne ciepła i miłości.
Zawsze - kiedy musimy opisać historię kota pochodzącego z działek, to serce nam pęka na pół. Bo choć wiemy, że im pomagamy, to równocześnie zdajemy sobie sprawę z tego, że to jedne z bardziej skrzywdzonych zwierząt, chodzących po tym świecie.
Miśka i jego historię poznaliśmy już jakieś 8 lat temu. Bo to właśnie jedna z naszych wolontariuszek natknęła się na stadko wolnożyjących kotów na działach na terenie miasta Rzeszowa. Było ich ponad 10. Nie wiadomo ile który miał lat. Sukcesywnie wyłapywane były do kastracji. Wtedy Miśka oceniono na ok. 8 lat. Ile miał naprawdę - tego nie wie nikt. Po kastracji każdy z nich wracał w swoje miejsce bytowania - bo wtedy wydawało się wszystkim, że tak dla kotów wolnobytujących jest lepiej. Żyły, były regularnie dokarmiane.
Ale stopniowo nadchodził taki czas kiedy po kolei, każdy z tych wolnożyjących kotów potrzebował pomocy w zakresie leczenia. Miejscowe schronisko odmawiało pomocy - bo przecież kotom wolnożyjącym ona nie przysługuje...
Zatem Bambaryła trafił pod naszą opiekę. Z kreatyniną ponad 8, mocznikiem ponad 600 (to wstępne badania) przeżył jeszcze 2 lata w naszym domku tymczasowym. A pół roku po śmierci Bambaryły okazało się, że trzeba się zająć Miśkiem. Ile ma lat? On sam chyba tego nie wie. Na pewno minimum 10.
Karmicielka zabrała go z działek do kociego szpitala, bo zauważyła, że w ogóle nie staje na łapkę i nie chce jeść. Wydawałoby się, że kot wolnożyjący nie pozwoli na dotyk, wzięcie na ręce. Ale udało się. W lecznicy stwierdzony ogromny ropień na łapce. Dodatkowo wykonano mu wszystkie badania (morfologia, biochemia, testy FelV/FiV).
Jednocześnie okazało się, że tan "straszny" wolnożyjący kot wcale nie jest taki straszny. Zero agresji, zero problemów spowodowanych zamknięciem w małej klatce w lecznicy. Posiłki zjadał, leki przyjmował, i nawet na ręce dał się brać.
Obecnie opiekę nad Miśkiem przejęła Pani, która go kastrowała i przez wiele lat dokarmiała na działkach. Trafił do jej mieszkania, jest kotem niewychodzącym.
Nie jest nieszczęśliwy gdyby ktoś o to zapytał. Czuje się swobodnie, zamknięcie w mieszkaniu mu nie przeszkadza. Cały czas dostaje antybiotyk, a ponieważ spędził kilka dni w szpitalu, to koszty leczenia się powiększyły (50 zł/doba). Do tego oczywiście dochodzą koszty badań (nie tylko związanych z ropniem, ale ogólnie - bo przecież on ma minimum 10 lat).
Miśka czeka jeszcze długie leczenie. Trzeba też zrobić porządek z jego ząbkami, które nie są w idealnym stanie. Ale to nie w tej chwili. Teraz leczymy łapkę, i walczymy o wsparcie dla niego. Bo jak każdy kot, niezależnie czy domowy, czy działkowy na to zasługuje.
Laden...