Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dawno, dawno temu, w dalekim królestwie... nie tak zaczyna się moja bajka.
Półtora roku temu przyszłam na świat jako ślepy, miękki kłębek,nasączony zapachem mleka. Ale życie bezpańskiego psa, którego bili, wypędzali, błąkającego się, spragnionego i głodnego dzień po dniu, było moim losem. Niewiele dobrego spotkało mnie wtedy i nauczyłam się bać wszystkiego. Każdy dźwięk sprawiał, że uciekałam, chowałam się i nawet posikiwałam się z przerażenia.
Pewnego dnia trafiłam do schroniska, by potem zostać stamtąd wyrwana i znależć się w fundacji. Tak, byłabym tam niezauważona, gdyby nie mój wierny uszaty przyjaciel i jego Człowiek, którzy szukali mnie, by zabrać do tymczasowego domu. Przyjechałam, a po pięciu minutach wreszcie zasnęłam, czując się bezpieczna, bo powietrze tego domu było nasycone miłością, troską i zapachem jedzenia. W ten sposób zaczęłam nowy rozdział mojego życia, pare miesięcy temu.
Od tego czasu nauczyłam się ufać ludziom, i nie uciekać już przed hałaśliwymi dźwiękami. Autobusy, dawniej szumiące potwory, stały się moimi przyjaciółmi, oferując otulające ciepło. Głośne dźwięki, osłonięte przez magię, przemieniły się w łagodne szepty i głaskania pasażerów. A uściski stały się leczniczym eliksirem .
Ale stare życie pozostawiło potworne ślady. Moje uśmiercone szczenięta nie miały okazji skosztować mleka, a ja nabawiłam się zapalenia sutków. Leczenie przyniosło chwilową ulgę. Pamiętam, jak dbano o moje uszko, i już byłam zapisana na usunięcie złamanego kła, gdy badania ujawniły problem z nerkami.
Doktor nefrolog powiedziała, że mam wrodzoną dysplazję, a 70% moich nerek nie działa.
Westchnienie...Nie przeżyję 12 lat jak inne psy, być może 3-4, albo 7-8,to pokażą kolejne badania. Leczenie jest kosztowne, a gdy sytuacja się pogorszy, koszty wzrosną jeszcze bardziej.
W tej chwili potrzebuję drogich suplementów, specjalnej karmy, badań co 2-3 miesięcy. Doktor powiedziała również, że nie nadaję się do adopcji! Gdzieś tam, głęboko w sercu, pozostała odrobina nadziei, że moja tymczasowa mama pokocha mnie i nie opusci. Tylko mój starszy uszaty przyjaciel zmaga się z rakiem, co również wymaga ogromnych wydatków finansowych...
Pierwsza fundacja porzuciła mnie. Potem stowarzyszenie przyjęło mnie pod opiekę, ale nie mają na mnie środków, bo jestem wymagającym psem. Zostałam u Mamy i "braciszka" w domu tymczasowym bez karmy, tabletek na kleszcze, suplementów...
Jeśli chcecie dodać dającą nadzieję nutę do mojej opowieści, każdy błysk monety albo szelest banknota stanie się eliksirem wdzięczności.
Laden...