Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Misia poznałyśmy w zeszłe lato gdy jego mama przyprowadziła go pod dom naszych przyjaciół. Miał zaledwie kilka tygodni. Nieśmiały, zawsze z mamą, ciumkajacy ją jeszcze pod krzakiem,
ale już próbujący jeść stały pokarm. Oboje byli nieufni i czekali z daleka aż miski zostaną napełnione jedzeniem. Dopiero gdy byli pewni, że są bezpieczni podchodzili jeść, ale zawsze trzymali dystans. Nie było wiadomo też skąd dokładnie przychodzą.
Z daleka od razu zauważyłyśmy, że mama Misia będzie potrzebować naszej pomocy, miała poszarpane, często zakrwawione ucho, bielmo na jednym oku i dziwnie przechyloną w jedną stronę głowę.
Mama Misia
Mały zaś miał przymrużone jedno oczko...
Już wtedy wiedziałyśmy, że los nie był dla nich łaskawy - bezdomność zbierała swoje żniwo. Po jakimś czasie koty czuły się już bardziej swobodnie. Miałyśmy już w planie odłowić zarówno Misia jak i jego mamę, ale Fortuna chciała inaczej! Misio stracił swoją mamę - pewnego poranka zabił ją samochód. Wtedy dowiedziałyśmy się, że oba koty codziennie przechodziły przez trasę szybkiego ruchu żeby móc coś zjeść...
Mały nie pojawiał się kilka dni. Wypatrywałyśmy go, aż wreszcie przyszedł.
Był jeszcze bardziej nieufny, zagubiony...
Spał samotnie w miejscu, w którym wcześniej krył się razem ze swoją mamą...
Stracił mamę a świat na około niego był ogromny, głośny i taki obcy. Nie podchodził już tak blisko domu naszych przyjaciół, ale był codziennie a jedzenie, które mu było zostawiane znikało.
I tak minęła pierwsza jesień i część zimy w jego życiu. Nasi przyjaciele zrobili mu budkę ze styropianu i postawili tam, gdzie czuł się bezpiecznie. Za ogrodzeniem ich posesji. Tam też był karmiony.
Bał się podejść bliżej, więc to jego opiekunka robiła nieśmiałe kroki w jego stronę. Dzień po dniu, każdego dnia coraz bliżej, i coraz bliżej. A on już się jej nie bał i pozwalał podchodzić do siebie. Wtedy już udało nam się przyjrzeć jego oku. Wszystko wskazywało na to, że go nie miał, i to już od dawna. Nie dość, że stracił mamę, to jeszcze stracił oczko...
Po Nowym Roku udało nam się złapać Misia na zabieg kastracji. Po zabiegu wzięliśmy go do domu. Postanowiłyśmy, że zrobimy porządek z oczkiem i znajdziemy mu dobry, kochający dom. Postanowiłyśmy dać mu to, co zostało mu tak okrutnie przez los odebrane - rodzinę! Tym razem ludzką, a może znajdzie się i taka kocio-ludzka... Kto wie...
Zabrałyśmy Misia do okulisty - potwierdziło się, że kocurek nie ma oczka.
Możliwe, że stracił je przez koci katar jak był malutki, ale możliwe że urodził się już ze źle wykształconą gałką oczną, która obumarła.
Niestety w oczodole zostały resztki gałki ocznej i Misio musi mieć to usunięte chirurgicznie. Oczodół musi być oczyszczony i zaszyty, a powieki muszą zostać podcięte. Przez cały czas pobytu w naszym Domu Tymczasowym oczko łzawiło i powieki były opuchnięte, oczodół się zabrudzał i infekował...
Dziś Misio ma zabieg u dr Garncarza. Trafił w najlepsze ręce!
W drodze na zabieg
Przed zabiegiem
Za kilkanaście dni, gdy wszystko się zagoi, Misio zobaczy świat "innymi oczami", w zupełnie innych barwach! Będzie pięknym, jednookim piratem 🙃 Zacznie nowe, jeszcze szczęśliwsze kocie życie!
Niestety tego typu zabiegi są kosztowne - szacunkowy koszt dzisiejszej operacji to 1400 zł. Dla naszego małego Stowarzyszenia jest to ogromny wydatek. A i tak mamy już dług w lecznicy za kastrację, badania krwi, testy FIV/FeLV kocurka. Dlatego zwracamy się do Was z wielką prośbą o pomoc. Pomóżcie nam wspólnie opłacić jego zabieg. Pomóżecie nam pokazać mu świat w piękniejszych barwach!
Liczy się każda, nawet najmniejsza kwota! Wiemy, że zawsze możemy na Was liczyć, że razem z nami zawsze pomagacie naszym podopiecznym. Niech i Misio dostanie od nas i od Was pomoc oraz szansę na lepsze życie! Z góry dziękujemy za każdą wpłatę!
Laden...