Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Drodzy darczyńcy,
Przynosimy kolejne dobre wieści! Ognik jest już bezpieczny w Benkowie. Wiemy, że czekaliście na tą wiadomość, tak samo jak i my. Dziękujemy Wam ogromnie za podarowanie mu życia.
Ognik mimo traumy którą przeszedł, widać, że miał kontakt z człowiekiem i bardzo go potrzebuje. Lgnie do człowieka i lubi jego towarzystwo. Cieszymy się, że jest już z nami i możemy mu zapewnić wszystko co najlepsze.
Niestety, Ognik ma poważną ranę na nodze, która potrzebuje ciągłej uwagi. Będzie potrzebne odpowiednie leczenie, aby doprowadzić go do zdrowia. Przed nim wizyty weterynarza i kowala aby ocenić jakie leczenie możemy wdrożyć. Liczymy, że z pomocą odpowiedniej terapii i opieki Ognik już niedługo poczuje się dobrze.
Zapraszamy do obejrzenia filmu z Michałem na którym opowiada trochę o sytuacji Ognika.
👉 Masz pytania? Zadzwoń: 506 349 596 Michał
Ognik przez długie lata służył wytrwale człowiekowi. Woził na grzbiecie dzieci uczące się jeździć, dorosłych zresztą też. Kilka godzin dziennie, jak to zwykle bywa w rekreacyjnej szkółce jazdy konnej. Zawsze starał się wypełniać polecenia człowieka najlepiej jak potrafił. Czasem w nagrodę dostał marchewkę lub kostkę cukru – wtedy wiedział, że człowiek jest zadowolony. Zwykle jednak uderzenie batem po zadzie szybko przypominało mu, gdzie jest jego miejsce.
Większość dni mijała tak samo, ale Ognik nie narzekał. Przyzwyczaił się do swojego życia, miał też swoje małe końskie przyjemności – wieczorny powrót do stajni na wiaderko owsa, wąchanie się z końskimi przyjaciółmi przez metalowe kraty boksu, czasem na wiosnę poskubanie trawy na wybiegu za stajnią.
Jednak czas mijał i Ognikowe zdrowie nie było już takie samo. Nie był w stanie pracować tak ciężko jak kiedyś. Choć nadal był młody, to praca ponad siły wycieńczyła jego organizm. Coraz częściej zdarzało się, że kulał, co na kilka dni wyłączało go z pracy. A jeść w tym czasie musiał nadal, choć nie zarabiał na siebie.
W końcu przyszła kolejna jesień, czyli słaby sezon w szkółkach jeździeckich. Na dodatek Ognik dostał kolejnej kontuzji, tym razem ze sporą otwartą raną na nodze. Nie wiemy jak do niej doszło. Ale wiemy, że nie wezwano weterynarza, a właściciele szkółki postanowili pozbyć się Ognika jak najszybciej, żeby nie generować dalszych kosztów. Pojechali z nim na targ koni, gdzie zjeżdżają się handlarze i po odpowiedniej cenie kupują wszystkie konie, nie zważając na ich stan zdrowia i przydatność. Jedyne, co się tu liczy, to waga. Bo kolejnym odbiorcą konia jest ubojnia.
W ten sposób Ognik trafił do handlarza, skupującego konie na rzeź. Stoi teraz, smutny i cierpiący, z opuchniętą i ropiejącą nogą, w ciemnej, zatęchłej oborze. Za swoją pracę, swoje oddanie i lojalność został skazany na samotność i zapomnienie, a w końcu na straszną, pełną lęku śmierć. I będzie tak stał przez parę dni, do chwili kiedy rzeźnicka ciężarówka z łoskotem wjedzie na podwórko.
Serce pęka mi z żalu, gdy patrzę w jego pełne bólu i bezradności oczy. Proszę, spróbujmy uratować Ognika. Spróbujmy odwrócić przeznaczenie. Sprawmy, by dla Ognika wydarzył się cud, choć on chyba już nie wierzy w cuda.
Udało nam się wyżebrać u handlarza parę dni na zebranie pieniędzy. Dostaliśmy czas do piątku, 21 stycznia. Aby wykupić Ognika od handlarza i przewieźć go do nas, potrzebujemy 12.700 złotych. Ale to dopiero początek. Zaraz potem będą potrzebne pieniądze na diagnostykę weterynaryjną, leczenie, dobre pasze i kowala.
Laden...