Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dzięki Wam udało się pomóc kocurkom, bracia są gotowi do adopcji i szukają fajnych domków :)
Poczekaj, nas tu przecież nikt nie znajdzie! Proszę, nie zostawiaj nas tutaj! Wiem, że nas nie chcesz, ale nie zostawiaj nas tutaj… Płakaliśmy jeden przez drugiego ile sił w gardłach, jednak samochód ot tak odjechał.
My, domowe kotki nagle wylądowaliśmy na środku jakiegoś pola, rozejrzałem się i tu nic prócz jakichś roślin nie ma. Samo to nasze wyrzucenie nie było jakoś przyjemne, tak nami rzucono, że braciszek złamał sobie ogonek… Nie wiem, czy jest w życiu coś gorszego. Pomyśleliście kiedyś, jak my, porzucone kocie dzieci się czujemy...? Zabrali nas od mamy, która od zawsze się nam opiekowała, w nocy zawieziono nas poza miasto i tak na środku pola rzucono jak kamieniem…
Nie wiem nawet, czy mi zimno, nie czuję głodu, tylko potworny strach. Noc przespaliśmy przytuleni do siebie, ale rano musieliśmy przecież gdzieś pójść, tu nie mogliśmy zostać. W oddali słyszeliśmy szczekanie piesków i głosi ludzi. Ludzie… może ci są mili, może dadzą nam chociaż coś do jedzenia, może pozwolą schować się gdzieś gdzie jest w miarę ciepło? Powoli poszliśmy w stronę tych głosów, baliśmy się jednak podejść jakoś bardzo blisko. Patrzyliśmy, jak za ogrodzeniem chodzą jakieś pieski, a potem inne i kolejne, biegają skaczą, inne drepczą nóżka za nóżką.
Zupełnie nie nic z tego nie rozumieliśmy i straciliśmy rachubę, ile tam tych piesków było. Do naszych nosków dotarł też zapach podobny do zapachu mamy, więc są tutaj też kotki. Zebraliśmy się na odwagę i podeszliśmy bliżej, przez kawałek ogrodzenia zobaczyliśmy kotki, nie wiem ile ich było, ale jakoś sporo. Stanęliśmy przy ogrodzeniu i patrzyliśmy, a z drugiej strony podeszły duże kotki i już mieliśmy się z nimi przywitać, kiedy nagle spojrzały na coś za naszymi plecami i zaczęły uciekać, nie zastanowiliśmy się nawet sekundy i obaj pobiegliśmy w to pole, z którego przyszliśmy. Skoro kotki się tak bardzo wystraszyły to to coś musiało być naprawdę potworne…
Nasz azyl ma siedzibę na terenach wiejskich, dla spokoju zwierząt i ludzkich mieszkańców wsi Kątne jest oddalony od innych zabudowań, przez co nie mamy nawet normalnej drogi pojazdowej. Nie da się też podjechać pod azyl niezauważonym, bo nawet, a szczególnie w środku nocy, nasi psi rezydenci obudzą nie tylko nas, ale i okoliczne miejscowości. Tej nocy nie szczekały, może raz czy dwa, ale to normalne, jak zobaczą na przykład lisa. Jakie więc było nasze zdziwienie, kiedy przechodząc koło furtki zobaczyliśmy dwa małe kociaki, które próbują się zaprzyjaźnić z naszymi kocimi rezydentami, dzikimi kotkami.
Kiedy zaczęliśmy się zbliżać, dzikie kotki oczywiście zaczęły się niezwłocznie oddalać, bo one i za nami nie przepadają, a jak dzikie uciekły, to ślad za nimi popędziły malce, tylko w drugą stronę. Tak się wystraszyły, że musieliśmy rozstawić klatkę do łapania dzikich kotów, żeby je pojmać. Pojmane jednak mruczą i z całych sił się wtulają. Ubrudziły się w ziemi, są głodne, ale nie wychudzone, widać, że dopiero co były w domu…
Malutki czarnuszek na świeżo złamany ogonek, ale poza tym wyglądają zdrowo. Nie chcemy tego nawet komentować… Grosza przy duszy nie mamy, a braci trzeba odpchlić, odrobaczyć, zaszczepić, skonsultować ogonek Ogonka i opłacić ich pobyt w lecznicy. Błagamy, pomóżcie nam uzbierać fundusze dla Koali i Ogonka…
Laden...