Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dziękujemy!
Wasze wsparcie pozwoliło nam w pełni pokryć koszty utrzymania i profilaktyki maluszka. To jednak nie koniec dobrych wiadomości. Oreo jest już w nowym, kochającym domu.
Niedziela, bardzo późny już wieczór. Dla większości czas odpoczynku, a nawet pora by iść spać. Dla mnie niedziela to przeważnie dzień ciężkiej pracy. Było tuż przed 22, za chwilę kończyłam zmianę. Myślami byłam już w domu. Wchodzę, witam się z partnerem i zwierzakami. Potem przyjemna kąpiel, może jakiś dobry film nim zasnę…
Z moich rozmyślań wyrwał mnie dźwięk powiadomienia. Na naszej wolontariackiej grupie koleżanka napisała: "Pod jedną z firm na Hanasiewicza krzyczało małe kocię, wlazłam we wszystkie dziury, pod schody, szukałam pod samochodami, nawet w śmietnikach grzebałam, jak go wołałam, zamilkło, nie znalazłam".
Byłam nie dalej niż kilometr od wskazanego przez koleżankę miejsca. Natychmiast odpisałam na wiadomość. „Zaraz kończę pracę, jestem w tej okolicy, podjadę i rozejrzę się”. Szybko pozamykałam służbowe sprawy i zadzwoniłam do koleżanki. Wytłumaczyła mi dokładnie, gdzie usłyszała koci płacz. Ruszyłam w to miejsce. Po pierwszych kilku krokach i ja usłyszałam koci płacz. Z początku też nie mogłam zlokalizować malucha. Szybko wpadłam na pomysł, by zadziałać tak, jak już kilkukrotnie zrobiłam w podobnych sytuacjach.
Zaczęłam odtwarzać z telefonu dźwięki kociego nawoływania. Maluszek odmiaukiwał i w końcu wyszedł ze swojej kryjówki i przebiegł przez plac. Był tak maleńki, że ledwo udało mi się go dostrzec przy świetle latarki. Niestety był także potwornie wystraszony, nie zbliżał się na tyle bym była w stanie go chwycić. Zadzwoniłam kolejny raz do koleżanki-wolontariuszki z prośbą o wsparcie. Wiedziałam, że z domu ma tutaj dwa kroki.
Chwilę później zjawiła się razem ze swoim dorosłym synem. Płaczącego maluszka usłyszała także kobieta, która wracała właśnie do domu, do pobliskiego budynku. Także postanowiła nam pomóc. Była bardzo zdziwiona kocim płaczem, z jej relacji wynikało, że kociaka nie było w tym miejscu wcześniej. Musiał zostać podrzucony.
Przez kilkadziesiąt minut próbowaliśmy zwabić maluszka w miejsce, w którym udałoby się go chwycić. W końcu udało się, zbiegł na dół w stronę zamkniętej piwniczki, zapędził się w ślepy zaułek. Koleżanka szła cały czas za nim, udało jej się mocno go chwycić. Gdy miała go już na rękach, przyjrzałam mu się dokładnie. Kocurek, maleńki z oczętami błękitnymi niczym pogodne niebo. Nie miał więcej niż 5 tygodni. Przerażony, płaczący za mamą… Jak mieliśmy mu wytłumaczyć, że mama już nigdy do niego nie wróci?
Koleżanka zabrała malca do siebie. Na szczęście kociak potrafił już jeść samodzielnie. Niestety całą noc płakał i wołał mamę. Serce rozpadało się na milion kawałków… Dlaczego on musi tak cierpieć? Jak bardzo musi tęsknić? Jakim trzeba być potworem, by porzucić takie maleństwo na pastwę losu? Ile razy jeszcze będziemy patrząc w niebo, zadawać te i podobne pytania?
Nazajutrz maluszek trafił na wizytę kontrolną do lecznicy. Został odpchlony i odrobaczony, a także zabezpieczony surowicą, bo w ostatnim czasie w okolicy szaleje panleukopenia. Lekarz ocenił, że kocurek jest w dobrej kondycji. Nie zdążył jeszcze na dobre zaznać trudów bezdomności. Dla niego pomoc przyszła na czas, lecz ile jest takich, których płaczu nie usłyszy nikt…?
Choć na dzień dzisiejszy nasz mały koci bohater, czuje się dobrze, nie wiemy, co przyniesie los. Czeka nas dużo pracy, by naprawić ten maleńki, koci świat, wszystko w nim poukładać, żeby było tak po kociemu jak należy. Otoczyć miłością i opieką. Zadbać o prawidłowy rozwój, odpowiednią dietę, wspomaganie odporności. Dopilnować profilaktycznych odrobaczeń i szczepień. A na koniec znaleźć nowy kochający dom.
To wszystko brzmi zapewne jak „niewiele”. Bo cóż wielkiego potrzebuje niewielki kot? Dla nas jednak w ostatnim czasie liczy się każda złotówka. I choć nie wiemy już jak prosić, bo wciąż prosimy o wiele… To najpiękniej jak umiemy, prosimy o pomoc ten kolejny raz…
Laden...