Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dziękujemy Państwu za tak liczny odzew na naszą zbiórkę dla wycieńczonej Kai, która przez wiele lat egzystowała na łańcuchu u starszych ludzi. „Kaja” jak informowaliśmy w zbiórce - była znacznie wychudzona, miała zaniki mięśniowe, wyczuwalne kości kręgosłupa i żeber, wystające kości miednicze ponadto wytarcia na klatce piersiowej, duże zapchlenie oraz ściągniętą lewą stronę pyska w wyniku wylewu. Wszystko to potwierdziły wyniki badań jakie zostały przeprowadzone. „Kaja” jest już zdrowa, przytyła prawie 8 kilogramów i teraz szuka już tylko szczęśliwego domu.
Obecnie przebywa w hotelu dla zwierząt. Jest to bardzo radosny psiak, mimo tego co przeszła wciąż ufa i kocha ludzi. Lekarz weterynarii ocenił jej wiek na około 10 lat. Kotka „Bazia”, również była bardzo wychudzona, zamknięta w pomieszczeniu gospodarczym bez pokarmu i wody. Jej sierść była matowa z licznymi wyłysieniami, blade dziąsła.
Nadal jest leczona ale wszystko jest na dobrej drodze. Bazia dochodzi do zdrowia w hotelu dla kotów. Była też mocno zarobaczona. I dla niej niebawem będziemy szukać odpowiedniego domu.
Miała umrzeć na mrozie... wychudzona i zagłodzona jest prawie na granicy życia i śmierci. Obrazek ten widzi wiele osób, w tym sołtys mieszkający dom dalej. Nie pomógł nikt. Ruszamy ratować psinę i Państwa też prosimy o wsparcie naszych działań.
Wioska 60 km. od Warszawy, ale kilka kilometrów dalej już granica województwa lubelskiego. Dom jak każdy inny, mieszka tu starsza, bo 83- letnia kobieta.
O trudnej sytuacji psa wiemy dzięki kurierowi, który pomylił adresy. - Mylnie wskazano mi adres na paczce. Zajechałem tam, a na łańcuchu szkielet obciągnięty skórą – tłumaczył nam kurier. I chwała mu za to. Jedziemy na miejsce. Pies przypięty łańcuchem chowa się za siatką, gdzie mieszka. Jest bardzo chudy. To ma być jego ochrona przed zimnem. Tak "od środka" wygląda miejsce, gdzie śpi w momencie interwencji.
Z domu wychodzi właścicielka. Pytamy o psa. - To mój „Kajtek”, mam go 12 lat. My z daleka widzimy, iż to suczka. Mówimy to właścicielce. Ona wzrusza ramionami. Okazuje się, iż od 12 lat nawet nie wie, iż na posesji zamiast psa ma suczkę.
Zdjęcie fundacji "Pogotowie dla Zwierząt"
Przystępujemy do oględzin psa. Na dworze jest - 10 stopni. Zwierzę trzęsie się z zimna. Ma zapadnięte boki, policzalne kości kręgosłupa, wystające kości miednicy. Jeśli je zostawimy na mrozie - nie przeżyje kolejnych dni.
Podejrzewamy u psa albo chorobę np. trzustki, albo zagłodzenie. Mówimy o tym właścicielce. Informujemy ją, że chcemy zabrać psa na badania i znaleźć mu nowy dom. - Ale po co? – słyszymy odpowiedź. - On jest już tyle lat… zdechłby tutaj i już... Po co koszty robić… - próbuje nas przekonać. Ale „nie z nami te numery”. Nie nabierzemy się na starszą babcię i na to, że powinniśmy jej współczuć. Nie ma litości nawet dla starszych osób, które doprowadzają zwierzęta do śmierci, głodząc je. I robią to świadomie. Pies jest cały poraniony. Są to zarówno świeże jak i stare rany.
Lewa część pyska u psa jest cała ściągnięta, tak jakby wcześniej pies miał na przykład wylew.
Suczka po odbiorze trafia do kliniki weterynaryjnej. Chce zjeść wszystko, co szeleści.
Pożywienie pobiera bardzo łapczywie. Wyniki badań nie pozostawiają złudzeń; suczka jest zagłodzona prawie na śmierć. Ale to nie wszystkie zwierzęta odebrane w tym miejscu. W pomieszczeniu gospodarczym był również zagłodzony kot. Wyciągamy go i też zabieramy ze sobą.
Tym zwierzętom ruszamy z pomocą. Oba zabieramy z posesji i przewozimy do kliniki weterynaryjnej.
Oba potrzebują pilnej pomocy. Wiadomo, iż właścicielka nie zapłaci za ich pobyt ani za leczenie. W końcu chciała je zagłodzić na śmierć. Dlatego prosimy o wsparcie w ich ratowaniu.
Laden...