Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dzięki wam stanęliśmy na nogi i pospłacaliśmy długi. Bez waszej pomocy nasza fundacja już by nie istniała. Dziękujemy wam z całego serca
w imieniu wszystkich naszych zwierząt!
Kim jesteśmy?
Jesteśmy niewielką grupą ludzi, którzy od wielu lat wspólnie ratują porzucone i zaniedbane zwierzęta. W lesie pod Golubiem-Dobrzyniem, nad rzeką Drwęcą, stworzyliśmy dla nich azyl – Zagrodę Smólniki, które jest dla nas i dla nich domem – dla niektórych tymczasowym schronieniem, a dla innych domem, w którym spędzą bezpiecznie resztę swoich dni. Ponieważ zależy nam bardzo, nie tylko na ratowaniu potrzebujących, ale również na zapobieganiu przemocy i zobojętnieniu ludzi wobec zwierząt skupiliśmy dużą część naszych działań na stworzeniu w tym miejscu przestrzeni do edukacyjnych spotkań pomiędzy ludźmi i naszymi podopiecznymi. Na leśnej działce mamy zagrody i schronienia dla naszych zwierzaków oraz infrastrukturę przystosowaną do spotkań i warsztatów z nimi dla odwiedzających nas gości. Wszystko budowaliśmy własnoręcznie.
W naszym azylu mieszka obecnie około 50 zwierząt m.in.: psy, konie, osły, kozy, owce, gęsi, kury, szczury, króliki. Mieszka z nami też grupa wolontariuszy, którzy przyjechali do nas z całego świata na kilka tygodni lub miesięcy pomagać nam przy zwierzętach.
Nasza historia
Do czasu pandemii prowadziliśmy w naszym zwierzęcym azylu różnorodne warsztaty edukacyjne dla dzieci i młodzieży w towarzystwie uratowanych zwierząt, organizowaliśmy zajęcia z zooterapii dla osób niepełnosprawnych. W naszej zagrodzie ludzie pomagali zwierzętom, a zwierzęta pomagały ludziom.
Dzięki warsztatom i zajęciom zooterapii mieliśmy środki na utrzymanie naszych podopiecznych, na zatrudnienie pracowników do opieki nad zwierzętami, utrzymanie wolontariuszy mieszkających w azylu oraz na opiekę weterynaryjną.
Dodatkowo w 2018 zostaliśmy przedsiębiorstwem ekonomii społecznej zakładając studio graficzne, z którego dochód przeznaczaliśmy na nasze zwierzęta. Do wiosny 2020 nasza działalność rozwijała się prężnie i obiecująco.
W lutym 2020 spotkała nas niewyobrażalna tragedia – nasze konie zostały otrute. Zostało potwierdzone, że zostały otrute trucizną na szczury dosypaną do wody. Sprawca do dziś nie został ujęty. Nie są nam znane powody, dla których ktoś to zrobił. Przeżył tylko jeden koń – Kaprys. Po zainstalowaniu systemu monitoringu na miejsce zamordowanych koni dość szybko przyjechały następne. Koni w potrzebie jak innych zwierząt jest długa kolejka. Cały incydent bardzo mocno uderzył w nas nie tylko emocjonalnie, ale również finansowo.
Miesiąc później nadeszła pierwsza fala pandemii i nasze fundacyjne plany zostały zupełnie wywrócone do góry nogami. Nie mając nawet czasu na żałobę po naszych otrutych przyjaciołach zostaliśmy nagle zdani sami na siebie. Przez kilka miesięcy warsztaty zostały odwołane, zlecenia graficzne ustały, zbiórki stanęły w miejscu. Nasi podopieczni szybko przejedli wszystkie oszczędności. Ledwo daliśmy radę, ale udało nam się wytrwać do wiosny i latem ruszyliśmy znowu z naszą działalnością, chociaż w cieniu pandemii była to działalność raczej na pół gwizdka. Warsztaty i zlecenia graficzne pozwalały nam ledwo wiązać koniec z końcem. Wszystkie buzie były najedzone, ale na pełne pensje dla opiekunów i wszystkie rachunki weterynaryjne już nam nie starczało.
Długi zaczęły rosnąć...
Druga fala pandemii, chociaż każdy się jej spodziewał, położyła nas zupełnie na łopatki. Naszym priorytetem stała się nie spłata długów u weterynarza czy byłych pracowników, ale zdobycie pożywienia dla zwierząt będących pod naszą opieką. Obecnie zostały trzy baloty siana i jedna beczka owsa, zapas słomy właśnie się skończył, karma dla wszystkich zwierząt skończy się lada chwila. Weterynarze odmawiają dalszej pomocy jeśli nie zapłacimy choć części zadłużenia. Zlecenia graficzne są sporadyczne i za bardzo niskie stawki, na dochód z warsztatów nie mamy co liczyć.
Jedyną naszą nadzieją są właśnie zbiórki i pomoc życzliwych ludzi. Wierzymy resztkami sił, że zbiórki, które ostatnio stanęły mogą jeszcze ruszyć jeśli uda nam się dotrzeć do odpowiednich osób. Jeśli to się nam nie uda będziemy z nowym rokiem zmuszeni zacząć szukać naszym podopiecznym nowych domów. Nie możemy pozwolić, żeby były głodne nawet jeśli oznacza to rozdzielenie przyjaciół i rodziny.
Nie jesteśmy w stanie wyrazić bólu i desperacji, z jakimi piszemy to błaganie o pomoc. Obiecaliśmy naszym zwierzętom, że będą u nas bezpieczne, zawsze najedzone, a naszemu stadu koni że nikt ich nigdy już nie rozłączy. Jeśli nie otrzymamy pomocy będziemy zmuszeni złamać te obietnice.
Cel zbiórki
Uruchomiliśmy zbiórkę mająca na celu uratowanie naszej fundacji, ale głównie uratowanie ponad 50 zwierzęcych istnień. Przede wszystkim musimy zabezpieczyć zapasy żywności dla nich, przynajmniej do wiosny, do czasu kiedy może zaczniemy coś zarabiać. Obliczyliśmy że potrzebujemy średnio 4000 zł miesięcznie na ten cel. Do wiosny zostało 5 miesięcy.
W drugiej kolejności musimy spłacić długi weterynaryjne tak, aby móc leczyć jeśli będzie taka potrzeba. W naszej fundacji znajdują się zwierzęta w większości doświadczone przez los, chore albo w podeszłym wieku. Miesięczny koszt opieki weterynaryjnej tak dużej ilości zwierząt dochodzi często do kilku tysięcy złotych miesięcznie. Dopóki nie zapłacimy części długów żaden weterynarz do nich nie przyjedzie jeśli nagle coś się stanie. Dodatkowo musimy opłacać regularnie kowala. Obecnie nasz dług u weterynarzy sięga prawie 10000 zł. Dodatkowo do wiosny przewidujemy że będziemy potrzebowali co najmniej 2 000 zł więcej na opiekę medyczna. Jedna wizyta kowala to około 1000 zł. Takich wizyt do wiosny przewidujemy około 4.
Od drugiej fali pandemii została nam 2 osób na miejscu do opieki nad naszą zwierzęcą gromadką. Musimy usprawnić też system rozprowadzenia wody po terenie, bo obecnie przy lekkich przymrozkach zmuszeni jesteśmy nosić wodę do zwierząt wiadrami z budynku mieszkalnego. Przy wielu wolontariuszach i pracownikach dawaliśmy radę, ale obecnie przy 2 osobach nie jesteśmy w stanie sprawnie się nimi opiekować zimą. Załatwienie projektów, pozwoleń i wykopanie odpowiedniej studni i infrastruktury, która pozwoliłaby nam sprawnie zimą rozprowadzić wodę dla naszych podopiecznych to koszt około 4000 zł.
W sumie na przeżycie do wiosny potrzebujemy 40000 zł. Nigdy nie udało nam się zebrać tyle pieniędzy, ale nigdy też nie byliśmy w tak dramatycznej sytuacji. Niestety już jest pewne, że jeśli nie otrzymamy pomocy nasza fundacja upadnie.
Już nie prosimy, a błagamy w imieniu naszym i naszych zwierząt o jakiekolwiek wsparcie i ratunek.
Laden...