Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Udało nam się odebrać Pączka! Kochani, zobaczcie na tego przystojniaka. Pączuś okazał się bardzo towarzyskim koniem i od samego wyjścia z przyczepki, szczęśliwy pogalopował przed siebie, nie oglądając się na nikogo. Nie zdążyłam niestety nagrać tego momentu, ale myślę, że zdjęcia równie dobrze wyrażają jego zadowolenie. Poczuł się wolny, a tego mu brakowało od bardzo dawna.
Teraz czeka go jeszcze jedynie wizyta weterynarza i kowala, później już pozostanie mu czerpać z życia garściami. To piękne stworzenie żyje dzięki Wam, a ja z całego serca Wam dziękuję za to, że kolejny raz nie zawiedliście. Pączuś dostał najwspanialszy prezent i bez dwóch zdań na niego zasłużył.
Handlarz zadzwonił do mnie z samego rana. Powiedział tylko szybko, że ma u siebie konika polskiego, dla którego ma na wieczór zaplanowany transport do rzeźnika. Liczy, że przyjadę i jak zwykle nie będę umiała przejść obojętnie obok skazanego na śmierć zwierzęcia.
Liczy, że będę chciała postawić wszystko na jedną kartę i zrobię, co mogę, aby uratować kolejne zwierzę. A on dzięki temu zarobi chociaż trochę więcej, niż dałby mu rzeźnik – bo na nim nie wywrze presji i nie będzie go szantażował. Rzeźnik jest równie bezwzględny co handlarz, ale oboje wiedzą, że ja taka nie jestem. Mimo to jadę, aby zobaczyć, co tym razem uda mi się zrobić.
Jestem zasmucona, gdy widzę, w jakich warunkach przebywa Pączek. Stoi w tej betonowej klitce już od dwóch tygodni. Nie ma żadnego okienka, żeby zobaczyć słońce, chociaż ten ostatni raz. Jedyne co widzi to otaczające go ściany i góry odchodów, w których musi stać. Nie wiem, kiedy Pączek ostatnio widział słońce albo przeszedł więcej niż dwa metry w jedną stronę. Nie wiem, jak okrutnym trzeba być, aby pozwalać stać zwierzęciu w ciemności i bez dostępu do świeżego powietrza tyle czasu.
Próbuję powstrzymać łzy, gdy widzę, że Pączek już nawet nie ma siły walczyć. Całymi dniami stoi i wpatruje się w betonową, zagrzybioną ścianę. Ten koń nie ma już nawet nadziei na ratunek. Zrozumiał już, że dla człowieka jest niczym i nigdy to się nie zmieni. Zrozumiał, że nie ma po co walczyć, bo nikt mu nie okaże litości.
Patrzę w oczy Pączka i jedyne co widzę to rezygnacje i zmęczenie. Obora handlarza to wyjątkowo okrutne miejsce, ale tam, gdzie jutro się znajdzie, jest jeszcze gorzej. Mam nadzieję, że on nie zdaje sobie sprawy, że wyrok na jego życie już zapadł. Liczę, że nie rozumie, że jutro o tej godzinie będzie pełny przerażenia wciągany na trap ciężarówki. Będzie walczył z całych swoich sił, ale to nie wystarczy, bo dla człowieka jest niczym.
Zdaję sobie sprawę, że handlarz wykorzystuje moją litość. Wie, że nie umiem przejść obok wyrządzanej krzywdy obojętnie. Liczy pewnie, że zarobi chociaż trochę więcej, niż da mu rzeźnik. Dla nich dwóch jedyną wartością, jaką ma Pączek jest jego waga. Sporo waży, więc oboje mogą na nim zarobić. Ale chytrość handlarza nie ma granic i chce zarobić jak najwięcej – dlatego zadzwonił do mnie.
Jedyną szansą na ratunek dla Pączka jest to, abyśmy walczyli razem. Sama nie dam rady go ocalić – kwota wykupu jest ogromna. Handlarz za jego życie chce aż 9500 złotych. Uprosiłam go o rozłożenie płatności na raty, tak abym miała szansę zebrać potrzebne środki. Zgodził się, ale tylko jeśli wpłacę mu już we wtorek zaliczkę w wysokości 2500 złotych. Wiem, że wymagane kwoty przez niego są ogromne i nie mam szans, aby ocalić go w pojedynkę. Dlatego przychodzę do Was. Może ktoś z was zlituje się nad Pączkiem? Może ktoś z Was będzie chciał razem ze mną podarować mu to, czego on się wcale nie spodziewa – ratunek?
Jeśli masz pytania, zadzwoń do mnie - Monika 570 666 540. Dziękuję za pomoc.
Zbiórka obejmuje wykup, transport, koszt diagnostyki, wizyty kowala oraz zakup paszy i suplementów.
Zobacz więcej na www.konikimoniki.org.pl
Laden...