Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
kochani konik w domku, później dodam zdj z domku. Konik jest na lekach, ale przed nim kilka miesięcy leczenia nogi. Nie może chodzić pod siodlem do puki nie wyzdrowieje. Ale ma się dobrze hasa po łąkach ❤🥰
Dzień, w którym dostaliśmy informację o siwym wałachu, stojącym u handlarza w kolejce na mięso, zmieniło całe nasze życie. Zaraz po tej informacji wsiedliśmy w auto i pojechaliśmy zobaczyć wałacha. Gdy dojechaliśmy, nie wierzyliśmy własnym oczom - jak można w takich warunkach trzymać konie? Pełno sprzętu, bałagan, ale to dopiero część z tego koszmaru...
Weszliśmy razem z handlarzem do "stajni", o ile można to tak nazwać. Konie oddzielone blachami z ostrymi wykończeniami, wielkie metalowe koryta, 3 konie, w tym siwek, który był na sprzedaż, były uwiązane na 50 cm metrowym łańcuchu. Stały na spleśniałej, totalnie przegniłej sianokiszonce, wymieszanej z końskimi odchodami. Łan faktycznie wizualnie bardzo tłusty i gruby... Delikatnie podeszliśmy do sprawy kupna siwka, zapytaliśmy, jak ma na imię i jaka cena. Handlarz podał cenę, ale powiedział, że nie podlega negocjacji, ponieważ dostanie dużo więcej na rzeźni, co oczywiście nie było prawdą. W takim razie poprosiliśmy, aby wypuścił konia, bo chcemy zobaczyć, jak się rusza. Koń wyleciał ze stajni, wystraszony i zdenerwowany, jakby ktoś go bił. Handlarz ledwo go utrzymał... Niestety, gdy wyszedł z ciemnej stajni było widać głębokie rany na jego szyi, z których sączyła się ropa! Miał wrośnięte podkowy w kopytach. Jego wzrok błagał, abyśmy go z tego koszmaru zabrali. I tak właśnie się stało - nie mogliśmy go tak zostawić!
Zaraz w ten sam dzień wypłaciliśmy pieniążki, pojechaliśmy po przyczepę i zabraliśmy siwka, który miał na imię "One Dolar". Przyjechaliśmy jeszcze raz po Siwka. Koń zarżał przerażającym głosem, nie wiedząc, co z nim teraz będzie. Ale uspokajającym głosem wprowadziliśmy go do przyczepy, w drodze do domu był cały czas niespokojny i przedeptywał z nogi na nogę. Ale gdy dojechaliśmy do stajni, w której aktualnie stoi, słysząc rżenie koni z padoków na widok przyczepy, odezwał się głosem w ich stronę. Czekał na niego boks wypełniony świeżą słomą, porcją sianka i pyszności w żłobie, gdzie w tamtym miejscu mógł o tym zapomnieć. Wszyscy byliśmy szczęśliwi. Zaraz umówiliśmy Panią Doktor do rany, którą miał na szyi. Przyjechała jeszcze przed godziną 20 i stwierdziła, że niestety nie da rady jej zszyć, bo jest zbyt stara, opatrzyła dała leki, zastrzyki przeciwzapalne.
Kolejnego dnia rozkuliśmy One Dolars - konik biegał, cieszył się życiem, zaprzyjaźnił się z siwym kucykiem. Koledzy nie do rozłączenia do teraz. Kowal przyjechał, wywerkował Siwka i stwierdził niestety sporego grzyba linii białej. Trochę nas to zaniepokoiło, po czym w zadnich nogach niestety strzałka zaczęła gnić (prawdopodobnie początki ochwatowe ze względu na za dużą ilość białka).
Kowal kazał moczyć wszystkie 4 kopyta w Wirkonie. Stosowaliśmy się do zaleceń Pani doktor i kowala, ale w międzyczasie również zauważaliśmy, że One Dolars nie wyjdzie ze żłobu. Zadzwoniliśmy do Pani Doktor, aby przyjechała zobaczyć jego zęby. Okazało się, że trzeba zrobić zęby, które były w strasznym stanie, w tym bardzo duża próchnica (dlatego że handlarz posypywał cukrem kiszonkę, której nie chciał jeść). Niestety, to nie koniec problemów. Szczyt góry dopiero się zaczyna. One Dolar, biegając po padoku z końmi, nagle okulał, nie mogliśmy w to uwierzyć... Szybko zadzwoniliśmy do weterynarza. Przyjechała jak tylko mogła, po próbie zginania, biegania lonży i badań stwierdziłą że One Dolar ma zapalenie stawu kopytowego, dla potwierdzenia zrobiliśmy RTG. Dostał leki. Stał zamknięty kilka dni w boksie. Zrobiliśmy mu kwaterkę, żeby nie musiał stać sam w pustej stajni... Niestety musieliśmy mu zabrać to, co było dla niego najważniejsze, czyli bieganie.
Niestety po 3-tygodniowym staniu nie było widać poprawy, przyjechała weterynarz i zrobiła powtórne RTG. Dorzuciła USG i powiedziała, że staw kopytowy już jest w porządku i że jedyne, co może zrobić, to wstrzyknąć kwas hialuronowy. Zgodziliśmy się. Kolejne tygodnie stania, ale cały czas brak poprawy... Pani weterynarz stwierdziła, że musi być okuty ortopedyczne, więc zrobiliśmy jak trzeba było. Konik stał jeden dzień, w stępie koń szedł już nie kulejąc, ale niestety w kłusie cały czas kulawizna. Więc zaczęliśmy szukać dalej i wzięliśmy profesjonalną panią weterynarz, która zajmuję się takimi problemami. Kolejne zastrzyki znieczulenia, po znieczuleniu było widać poprawę, ale niestety problem tkwi w głębszych warstwach kopyta, których nie jesteśmy w stanie zbadać w warunkach stajennych.
Jego jedynym ratunkiem na lepsze życie jest rezonans magnetyczny, który można tylko zrobić w klinice w Poznaniu. Jesteśmy załamani, nasze środki finansowe już się kończą, a One Dolar cierpi. Prosimy o pomoc, aby dać mu kolejną szansę na życie. Koszt kliniki za same badania to około 3500 zł, do tego musimy doliczyć koszt boksu, oraz transport.
Laden...