Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Niestety Rufus nie dał rady... Choroba go zabrała...
Dziękujemy za wpłaty dzięki którym mogliśmy opłacić jego pobyt w lecznicy i część leczenia.
Pewnego razu do jednej z rzeszowskich lecznic weterynaryjnych przyszedł mężczyzna z kotem, dodajmy z bardzo chorym kotem. Stwierdził, że ktoś znalazł biedaka na ulicy, że kot jest chyba stary i bardzo chory i że on nie może go zatrzymać bo ma młodego kota, który mógłby się czymś zarazić. Ot tak po prostu bez badań i wiedzy medycznej postawił diagnozę, praktycznie wydając na kota wyrok śmierci - no bo co lecznica niby miała z nim zrobić. Zaadoptować?
Nieco zdezorientowani całą sytuacją lekarze zabrali cierpiące zwierzę do gabinetu żeby mieć czas i pomyśleć co z nim zrobić.
Nie mieli zamiaru decydować o jego losie bez wykonania podstawowych badań. Pobrali próbki, wykonali oznaczenia i przyjrzeli się dokładnie kotu. Okazało się, że faktycznie starszy, około 9/10-letni kocur nie jest w najlepszej formie.
Nerki nie pracują prawidłowo, mocznik 470, kreatynina ponad 4. Do tego bardzo wysoki poziom Fosforu i ogromny koci katar. Kot wyglądał jak szkielecik. Nie jest to jednak stan, w którym nic nie da się już zrobić. Tym bardziej że staruszek grzecznie współpracował z lekarzami, tulił się i miział oraz z apetytem zjadł lecznicowy poczęstunek - wręcz rzucił się na karmę, która z misek zniknęła w tempie ekspresowym.
Lekarze zaczęli podejrzewać, że być może kocur wcale nie został znaleziony na ulicy, lecz okazał się być niepotrzebnym ciężarem dla domowego budżetu, dlatego trzeba było się go pozbyć… Jednak nawet jeśli kocur miał kiedyś dom i opiekuna, to właśnie stracił go na zawsze kilka minut wcześniej…
Biedny stary, zmizerowany, nawet niewykastrowany Rufus… Niekochany i niepotrzebny, wyrzucony jak stara zabawka - do rowu. Kto teraz się nim zaopiekuje? Czy faktycznie najlepsze co czeka go w życiu to śmierć? Trzeba zadzwonić do Felineusa, to dla niego ostatnia nadzieja na miłość i ciepły kąt. Po rozmowie z lekarzami po policzkach naszej wolontariuszki popłynęły łzy. Wzruszona smutną historią Rufusa nie mogła tak po prostu odmówić i odwrócić się plecami.
Oczywiście zdajemy sobie sprawę z tego, że przyjęcie Rufusa pod nasze skrzydła to kolejne finansowe zobowiązania dla naszego kulejącego budżetu. Lecz czy to pieniądz ma decydować o życiu lub śmierci? Jeśli tak samo jak my uważasz, że życie jest wartością najwyższą, na którą zasługuje każda istota, prosimy, wesprzyj nas w leczeniu i opiece nad staruszkiem Rufusem. Bo nie musimy być obojętni, bo umiemy kochać, bo możemy pomagać… Dziękujemy!
Laden...