Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Kochani, Syjona nie ma już z nami. Daliśmy mu całą naszą miłość a on tulił się do końca. Na zawsze będzie w naszych sercach. Dziękujemy, że byliście z nami.
Jeżeli myślicie, że kotom rasowym żyje się lepiej, mylicie się. Są tak samo porzucane jak zwykłe mruczki. Poznajcie historię Syjona. A może opowie ją sam?
Jestem Syjon i jestem już starszym kotem. Kiedyś miałem wszystko. Miałem dom, miałem kochającą rodzinę (tak mi się wtedy wydawało), miałem pełny brzuszek. Myślałem, że mam szczęście. Myślałem, że kochają mnie tak jak ja kochałem ich...
Zacząłem gorzej się czuć, z bólu nie chciałem jeść. Pokazywałem to na, ile mogłem, ale moja rodzina chyba nie rozumiała. Z dnia na dzień było gorzej. Nie wiedziałem już jak mam im to powiedzieć. Aż pewnego dnia osłabłem całkiem z sił. Myślałem, że zbliża się mój koniec.
Wtedy stał się cud! Nie miałem już siły pokazać im jak bardzo się cieszę, że zrozumieli to co im pokazywałem! Przynieśli transporter i powiedzieli, że jedziemy do lekarza! Tak bardzo chciałem żyć i podziękować im za ich miłość! Podróż trwała krótko. Potem weszliśmy do lekarza, nadzieja była w moich oczach chociaż moje ciało, nie chciało współpracować. Byłem taki dumny z mojej rodziny. Nareszcie nadeszła pomoc!
I wtedy usłyszałem z ust mojej rodziny słowo o którym już wcześniej słyszałem. Nie mogłem jednak w to uwierzyć. Eutanazja?! Jak to eutanazja?! Ja chcę żyć! Jak to nie ma sensu robić badań, bo jestem stary?! O czym oni mówią?! To przecież nie może być prawda?! Przecież jechaliśmy po pomoc? Nie? Jechaliśmy po...śmierć?
Mój świat rozsypał się na kawałki jak hartowane szkło... Pani Doktor coś tłumaczyła, o czymś mówiła. Było mi już wszystko jedno. Coś podpisali, gdzieś dzwonili. Moja rodzina odeszła zostawiając mnie. Byłem już przygotowany, aby umrzeć. Przyjechała jakaś Pani, powiedziała, żeby zrobić testy, pobrać krew. Jakby Panu Bogu było to na coś potrzebne. Potem włożyli mnie do klatki. Nie rozumiałem już nic. Pani Doktor powiedziała potem, że mam mocznicę i niedoczynność tarczycy. To wszystko nieleczone doprowadziło mnie do takiego stanu. Powiedzieli, że nie mogą nic obiecać, ale zrobią wszystko, abym żył. Nie wiedziałem, jak mam im dziękować, ale Oni chyba zrozumieli, dostałem głaski i nawet całusa...
Po tygodniu moja duża kreatynina i mocznik zmalały o połowę. Codziennie karmili mnie po trochu strzykawką, abym nabrał sił. Po kolejnym tygodniu zacząłem nawet sam pomału sam jeść. Zacząłem również chodzić. Gdyby nie Oni już by mnie nie było. Do końca będę im wdzięczny za walkę o starego, chorego kota!
Powiedzieli, że nie mam się czego bać. Powiedzieli, że z czasem uwierzę w bezinteresowną miłość człowieka. I uwierzyłem. Nie wiem ile czasu mi kupili u śmierci, ale wiem, że czas który mi został spędzę wśród prawdziwej Rodziny, nawet jeżeli będzie to Koci Dom to na pewno zrobią dla mnie wszystko. A ja? Z wdzięczności będę im mruczał do końca świata i jeden dzień dłużej! Kochani, kocurek pięknie zareagował na wdrożone leczenie. My z całego serca dziękujemy lekarzom za walkę o niego! Dotychczasowi opiekunowie zrzekli się praw do kota. My prosimy Państwa o pomoc w opłaceniu hospitalizacji i leczenia, a także zakupu specjalistycznej karmy dla niego.
Przeraża nas fakt, jak można tygodniami patrzeć jak kot opada z sił i nie zrobić nic, aby mu pomóc? Nie zrobić podstawowych badań? Skazać go po prostu na śmierć... Prosimy również, trzymajcie Państwo za niego kciuki!
Laden...