Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dziękujemy za wsparcie dla Toli.
Koteczka wyzdrowiała i ma się dobrze
„Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, gdy nasze skrzydła zapomniały jak latać”.
Antoine de Saint-Exupery
To będzie historia z przyjaźnią w tle. Są wokół nas tacy ludzi, którzy od lat wspierają nas w działaniach. Ludzie tacy zwyczajni, zwyczajnie dobrzy. Nie mają wcale milionów, nie mieszkają w willach, nie jeżdżą do pracy najnowszym modelem Porsche. Zawsze jednak pochylą się nad losem słabszego, odmówią sobie, aby podzielić się z potrzebującym. Na ich pomoc zawsze możemy liczyć, za co jesteśmy im wdzięczni. Trzeba jednak pamiętać o tym, że przyjaźń działa w obie strony. Tym razem osoba, która wspiera nas od lat sama potrzebuje pomocy – a właściwie nie ona a jej kotka, którą jakiś czas temu uratowała i przyjęła pod swój dach.
Poznajcie Tolę. Jej opiekunka tak opisuje jej historię:
„Znalazłam ją malutką, jeszcze nie umiała sama dobrze jeść. Byłam na zakupach w sklepie, oczywiście ludzi, którzy ją minęli, było dużo. Leżała w rowie koło sklepowego parkingu. To było 2 lata temu w maju. Było ciepło, a ona biedna piszczała skulona. Pamiętam, że miałam iść inną stroną, ale poszłam na skróty. Wtedy właśnie ją znalazłam i zabrałam do domu. Przyniosłam ją w garści, taka była malutka. Na początku musiałam karmić ją strzykawką. Po kilku dniach moja kocica Frania ją przygarnęła i pomogła mi w jej wychowaniu. Jako małe kocię Tola chorowała trochę na kalciwirusa, ale na szczęście szybko wyzdrowiała”.
Opiekunka bardzo dbała o Tolę. Karmiła, tuliła, kochała, a kiedy mała Tola podrosła, zadbała także o jej kastrację. Tola była szczęśliwym kotem u boku kochającego człowieka, aż do tego dnia. Kotka najpierw nie wiedzieć czemu straciła apetyt. Była słaba i osowiała, a jej brzuszek zrobił się dziwnie, nienaturalnie powiększony. Opiekunka nie wahając się ani chwili postanowiła zabrać kotkę do weterynarza. Ponieważ to była niedziela i pobliskie lecznice były nieczynne zdecydowała się jechać do oddalonego o 20 km Rzeszowa, gdzie funkcjonuje całodobowa klinika weterynaryjna.
Kiedy lekarze w klinice zobaczyli kotkę z wydętym, przelewającym się brzuchem pierwsze podejrzenie padło na FIP. Jednak przy dokładnym badaniu dostrzegli wypływ wskazujący, że coś się dzieje z drogami rodnymi. Stwierdzono ropomacicze. Jak to możliwe u kastrowanej kotki? Prawda, która wyszła na jaw spowodowała, że włos zjeżył nam się na głowie. Okazało się, że lekarz, który kastrował kotkę nie wykonał tego zabiegu poprawnie i zostawił fragment macicy. To właśnie na tym fragmencie zrobił się ropny guz wielkości orzecha włoskiego, a w brzuchu kotki było pełno płynu. Lekarze po wykonaniu podstawowych badań postanowili jak najszybciej przeprowadzić zabieg usunięcia resztek macicy. Kotka musiała spędzić kilka dni w kocim szpitalu. Cały czas przyjmuje antybiotyki i środki przeciwzapalne.
Wizyta dyżurowa, pobyt w szpitalu, operacja, leki, badania – wszystko to generuje niestety ogromne koszty. Opiekunki Toli najzwyczajniej nie stać, by zapłacić za ratowanie jej życia. Dlatego właśnie poprosiła o pomoc nas. Tola ma swój dom i ukochanego człowieka, ma wszystko, czego kotu do szczęścia potrzeba. Rysą na szkle są długi jej opiekunki. Prosimy, pomóżmy wspólnie Toli i jej opiekunce w spłacie lecznicowych zobowiązań, by mogły nadal, bez zmartwień, cieszyć się wspólnym życiem.
Laden...