Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Wierzysz w cuda? Jeśli nie, to czas najwyższy zmienić zdanie, bo te czasami się zdarzają a historia Tomcia Paluszka jest tego namacalnym dowodem :)
Patrzymy dziś na niego i same nie możemy uwierzyć, że się udało, bo fizycznie, to w zasadzie nie miało prawa się udać. Jednak Wasza pomoc, wasza wiara i nadzieja sprawiły, że kociak z odciętymi łapkami dziś chodzi i biega na własnych nóżkach. To niesamowite i tak - to prawdziwy cud. Gdyby nie Wy, Tomcio byłby dziś kotkiem skazanym na kalectwo :( Kotkiem, który nie ma łapek i który nie rozumie, czemu nie może biegać z innymi kotkami. Dzięki Wam, Tomcio odzyskał to, co człowiek w tak okrutny i beztialski sposób mu zabrał.
Zobaczcie sami, jak bardzo warto jest pomagać. Ile dobrego może uczynić jedna złotówka, która przywraca wiarę, nadzieję i życie. Tak Kochani - to Wasza pomoc realnie uratowała życie temu kociakowi.
Nie wyrazimy w słowach, jak bardzo jesteśmy Wam wdzięczne. Dziękujemy.
Sami zobaczcie, czego dokonaliście :)
Kocie dziecko, wnyki odcięły mu łapki i ogon, jadł padlinę, by przetrwać!
Nawet my, mające każdego dnia styczność z niepojętym okrucieństwem, z takim bestialstwem nie spotykamy się często!
Żadne cenzuralne słowa nie oddadzą tego, co chciałybyśmy zrobić temu podczłowiekowi, potworowi i… Bez bluźnierstwa nie da się go opisać!
Nie jesteśmy w stanie pojąć, jaka siła życia musi być w tym kociątku. Jak był w stanie znieść taki ból, taką utratę krwi i tyle niewyobrażalnego cierpienia?
Jako ludzie po prostu nie umiemy wyobrazić sobie nawet ułamka tego bólu, bo nikt z nas nie jest w stanie pojąć, jak to jest mieć odcięte nogi, ogon, wyć z bólu, wykrwawiać się i… Przetrwać.
Przedstawiamy Wam Kochani porażającą historię kociego dziecka, które dokonało niemożliwego i na przekór jego oprawcom żyje.
Przedstawiamy Wam Tomcio Paluszka, trzymiesięczne kociątko, które walczyło z całych sił, by przetrwać i teraz błaga ludzi o pomoc, by jego walka, jego cierpienie nie poszło na marne.
Błaga Was, by móc żyć!
Otrzymałyśmy telefon od jednego ze współpracujących z nami weterynarzy z informacją, że właśnie pojawiły się u niego panie z kociątkiem w strasznym stanie i trzeba maluszka przewieść na Śląsk, bo stan jest krytyczny.
Jak wiecie jesteśmy w trakcie remontu naszej oazy i kompletnie na nic nie mamy czasu, ale rzuciłyśmy wszystko i stawiłyśmy się w gabinecie.
Naszym oczom ukazało się wychudzone (dosłownie skóra i kości) kocie dziecko.
Pani doktor podniosła malucha i wtedy zobaczyłyśmy coś porażającego.
(Celowo nie publikujemy wszystkich zdjęć – wybrałyśmy te w naszej ocenie najdelikatniejsze)
Obie tylne łapki wisiały na kawałkach tkanki, ogonek odcięty :(
Ślady bez cienia wątpliwości wskazują sprawcę – wnyki.
Rany pokazują coś jeszcze:
1. Nie doszło do całkowitej amputacji, czyli kociątko nie miało możliwości uwolnić się ze śmiertelnych pęt samodzielnie. Oznacza to, że właściciel sideł sprawdzając je, musiał kotka z nich wyjąć (w końcu dla kłusownika sidła warte są więcej niż życie kota) i pozostawił wykrwawiające się kocie dziecko na pewną śmierć.
2. Kociątko jest oswojone.
Co robiło samo w środku nieprzeniknionego lasu?Wiemy, bo widziałyśmy to już zbyt wiele razy. Zostało zapewne wywiezione.
Tak więc Tomcio został skazany na pewną i bolesną śmierć dwa razy.
Przez tych, którzy go do lasu wywieźli i przez tych, w których sidła najpierw się złapał, a następnie został przez nich pozostawiony do skonania.
Jak długo był w sidłach?
Długo, bo te zdążyły odciąć mu łapki i ogon.
Boże, jak to musiało boleć!
Sam w lesie, wykrwawiając się też musiał być długo, bo razy zaczęły ziarninować.
Jak to możliwe, że żyje?
Co było dalej?
Dwie kobiety jechały przez las z Opola do Częstochowy.
Na poboczu drogi zobaczyły kota.
W pierwszej chwili myślały, że to kociątko przy martwej matce, ale gdy wysiadły, by to sprawdzić, zobaczyły czołgającego się maluszka, jedzącego padlinę jeża.
Umiecie sobie wyobrazić, jak bardzo musi być głodny kot, by zjeść gnijącą padlinę?
Zabrały maluszka, owinęły w koc i ruszyły 60 km do nas, do Częstochowy.
Dopiero w drodze do domu, gdy maluszek był już u weterynarza zorientowały się, że w kocu pozostał jeszcze kawałek odciętego przez wnyki ogona.
Żadne nasze zdjęcia, żadne nasze słowa nie oddadzą tego, jak straszna krzywda, jaki straszny ból i ile zła spotkało to kocie dziecko.
Natychmiast wpakowałyśmy Tomcia do samochodu i ruszyłyśmy na Śląsk do Centrum Fabisz & Stefanek z nadzieją, że może tam zdołają mu pomóc.
Lekarze w klinice określili jego stan jednym słowem: porażające.
Nikt nie wierzy, że to kociątko żyje.
Kochani,
źli udzie zgotowali mu niewyobrażalne piekło i teraz prosimy Was, dobrych ludzi, o uratowanie Tomcia – czy na to nie zasługuje?
Maluszka czeka bardzo, naprawdę bardzo długie i kosztowne leczenie.
Przed Tomciem kilka operacji.
Lekarze postarają się przy użyciu najnowszych technologii uratować jego łapki przez amputacją – przynajmniej jedną, by nie skazywać tego dzielnego kotka na wieczne kalectwo.
Kostki połamane, ścięgna poprzerywane, tkanki brak, ale dzisiejsza medycyna weterynaryjna potrafi działać cuda w dziedzinie rekonstrukcji.
Jedyne co nas powstrzymuje, to koszt!
Błagamy Was z całego serca o każdy grosz, o każdą, nawet najmniejszą wpłatę dla Tomcia, bo kto jak nie ten waleczny kociak na nią zasługuje?!
Błagamy – nie przechodźcie obojętnie obok jego historii, nie odwracajcie wzroku, tylko pomóżcie!
Tomcio jak nikt inny BARDZO potrzebuje Waszej pomocy!
PROSZĘ – nie bądź obojętny – POMÓŻ!
Laden...