Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
W imieniu Tosi dziękujemy za pomoc.
Tosia znalazła nowy dom.
Witajcie Drodzy Przyjaciele! Historia, która wydarzyła się kilka dni temu poruszyła mnie ogromnie, dlatego chcę Wam ją dziś opowiedzieć osobiście.
Był bardzo mroźny wieczór. Wieczorno-nocną porą wyskoczyłam na chwilę, by zrobić szybkie zakupy tuż przed zamknięciem pobliskiego hipermarketu. Gdy wróciłam, zaparkowałam samochód i z siatką świeżych bułek szłam w stronę bloku, z daleka dostrzegłam kocią sylwetkę. Byłam pewna, że to jedna z osiedlowych kotek, a że zawsze mam w torebce koci przysmak zawołałam ją. Moje zdziwienie było ogromne, kiedy widząc z daleka biegnącą kocią postać usłyszałam głośne miauczenie. Osiedlowe koty nie są tak ufne, a o miauczącym powitaniu z ich strony nie ma co marzyć. Tymczasem podbiegła do mnie piękna, czarna kotka. Nigdy wcześniej nie widywałam jej w okolicy, a mieszkam tu już kilka lat. Zadarła ogonek do góry na powitanie…
Ogonek... A raczej to co z niego zostało. To był straszny widok. Połowa ogonka kotki zwisała bezwładnie. A ona? Ona mruczała, ocierając mi się o nogi, nie zważając na mróz i padający śnieg. Szła za mną krok w krok, a w jej wielkich złotych oczach widać było błaganie o pomoc. Wiedziałam, że moje warunki mieszkaniowo-lokalowe nie pozwalają na przygarnięcie kotki, ale wiedziałam także, że nie mogę jej tak zostawić: samej, rannej, w mroźną noc. Godzina była zbyt późna, aby szukać pomocy. Postanowiłam zabezpieczyć kotkę u siebie (choć jedynym miejscem, gdzie mogłam ją zabrać była piwnica), a z samego rana zgłosić sprawę do Fundacji Felineus, która nigdy nie odmówiła mi pomocy.
Rano zawiozłam kotkę Tosię, bo tak dostała na imię, do wyznaczonej przez Fundację lecznicy. Na miejscu, gdy kicia wychodziła z transportera, bezwładny kawałek ogonka po prostu odpadł. Jak okazało się później, uratowałam jej życie w ostatnim momencie. Stan zapalny i postępująca gangrena były tak ogromne, że lekarze amputowali Tosi cały ogon. Po serii niezbędnych badań i zabiegu Tosia pojechała do jednego z domów tymczasowych Fundacji Felineus.
Przez najbliższy czas kotka będzie wymagała leczenia, kontroli i troskliwej opieki. Nie wiem, co spotkało tę sympatyczną kicię. Czy był to wypadek, atak, a może zły człowiek? Jak długo chodziła ranna i jak bardzo musiała cierpieć. Cokolwiek się stało, mocno wierzę w to, że od tej pory nic jej już nie grozi, a w przyszłości czeka ją to co najlepsze, czyli kochający odpowiedzialny dom.
Niestety, leczenie i opieka nad Tosią to nie tylko ciężka praca wolontariuszy, ale także ogromne koszty. A jaka jest sytuacja finansowa Fundacji, która nie jest dotowana? Tego chyba nie muszę tłumaczyć. Dlatego w imieniu swoim, Fundacji Felineus oraz kotki Tosi bardzo proszę o wsparcie, choćby niewielkim przelewem. Mam nadzieję, że opowiadając tę historię, choć trochę poruszyłam wasze serca i że wspólnie podarujemy Tosi nowe życie.
Pozdrawiam,
motomysza
Laden...