Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Kochani, serdecznie Wam dziękuję za podarowanie życia Tosi i Soni. Walka o ośliczki była bardzo trudna, musieliśmy działać natychmiast, ale udało się.
Dziś dziewczynki są już bezpieczne i mają przed sobą cudowną i spokojną przyszłość. Mogą być pewne, że nikt tej wolności im już odebrać nie zechce, a to wszystko dzięki Wam.
Odkąd przyjechały, nie opuszczają się o krok. Są bardzo zmęczone, dajmy im czas dla siebie. Potrzebują teraz ciszy i wzajemnego towarzystwa. Dziękuję jeszcze raz, bez Was nie dałabym rady im pomóc.
Więcej - https://www.konikimoniki.org.pl/konie/dwieosliczki/
Chciałbyś zostać domem adopcyjnym? Tutaj znajdziesz wszystkie informacje
https://www.konikimoniki.org.pl/adopcja-realna/
Kochani, potrzebna jest natychmiastowa pomoc. Zgłosiła się do mnie osoba, która powiedziała, że u jednego z handlarzy są dwa osiołki, które czekają na wywóz do ubojni. Pojechałam tam od razu, bo bałam się, że jeśli odwlekę wizytę, choć o jeden dzień, one zostaną zabite. To, co zastałam na miejscu, zmroziło mnie.
Dwie drobne i przerażone ośliczki były uwiązane linami do rzeźnickiej wagi. Na betonie, bez siana, bez słomy, bez wody czekały na wyjazd. Całe się trzęsły, choć przecież jest ciepło. Choć wydaje mi się to niemożliwe, to gdy podszedł handlarz, one skuliły się jeszcze bardziej. Jeszcze bardziej drżały. Musiały być bite, bo gdy mężczyzna się zamachnął, to aż oczy zamykały i odwracały głowy. Krzyknęłam na niego, żeby przestał im dokuczać, że one się go boją. Ale ten okropny człowiek był pijany i śmiał się tylko ze mnie i z nich. I dla własnej uciechy szturchał je batem, strasząc te bidulki jeszcze bardziej. Powiedział, że to jego podwórko i jego zwierzęta, więc będzie robił, co mu się podoba.
Nie mogłam nic zrobić. Byłam bezradna. Starałam się go zagadywać, żeby odwrócić uwagę od tych biednych zwierząt, które dręczył. Spytałam, jaka jest ich historia, zaczął opowiadać, że to dwie siostry. Jedna ma ponad rok, a druga dwa lata. I że nigdy nie biegały ani nie wychodziły na dwór, bo człowiek, od którego je kupił, trzymał je cały czas w zamknięciu.
Patrzyłam jak Sonia i Tosia tulą się do siebie, cały czas myśląc gorączkowo co zrobić. Jak uratować im życie. Jak im pomóc? Jak wyrwać z łap tego paskudnego człowieka i odmienić ich los.
Spytałam handlarza o cenę, powiedział, że za obydwie mam mu zapłacić 3900 zł. Powiedziałam, że muszę zebrać pieniądze na spłatę i chciałam zrobić zdjęcia Soni i Tosi, żeby Wam je pokazać. Nie zgodził się, zaczął krzyczeć na mnie. Uspokoił się, dopiero jak mu dałam 100 zł. Ale nawet wtedy wyprowadził ośliczki ze swoim pomocnikiem za oborę i powiedział, że mogę robić zdjęcia, ale tak, że nie będzie widać jego budynków. Bo on nie chce mieć wstydu, że fundacja od niego kupuje.
Patrzyłam, jak te bidulki się w siebie wtulały. Jak one się chciały schować jedna za drugą. Jak się trzęsły. I nawet nie mogłam ich pogłaskać, przytulić, bo handlarz zabronił mi do nich podchodzić. Zabronił mi nagrać filmu. Te kilka zdjęć, które widzicie to wszystko, co udało mi się zrobić, nim oni zaciągnęli je z powrotem na podwórze i uwiązali tam, gdzie poprzednio.
Kochani, proszę, popatrzcie na te zdjęcia. Popatrzcie na Sonie i Tosię. Pomyślcie, jak one muszą się czuć, czekając przy rzeźnickiej wadze na wywóz do ubojni. Poczujcie ich strach, ich bezsilność i bezradność. Zobaczcie, jakie są bezbronne. Musimy im pomóc, po prostu musimy. Ostatnio kilka uratowanych osiołków pojechało do nowych domów, więc jest miejsce, ale ten człowiek przecież ich za darmo nie odda. On musi zarobić, choćby nawet miał wywieźć Sonię i Tosię do ubojni.
Obiecałam tym bidulkom, że Wam je pokaże. Przysięgałam im, że zrobię co w mojej mocy, by po nie wrócić. I dziś pokornie proszę Was o ratunek. O życie dla Soni i Tosi. Handlarz zaplanował transport na środę rano, mają wtedy zostać odwiezione do rzeźni. By temu zapobiec, muszę pilnie zebrać 1900 zł zaliczki. Proszę Was z całego serca i ze wszystkich sił o pomoc. Sama im nie pomogę, nie mam jak. Mam małą fundację, karmię i sprzątam przy uratowanych koniach, jeżdżę po handlarzach. Tak, bywa mi bardzo ciężko, ale nie skarzę się, bo wiem, że tym zwierzętom jest znacznie gorzej. Wiem, że Sonia i Tosia pojadą do rzeźni, jeśli im dzisiaj nie pomożemy. Więc czym są moje zmartwienia i troski przy tym co je czeka? Ratujmy je. Choć spróbujmy to zrobić… Proszę.
Monika
Chętnie odpowiem na pytania:
Adopcje - 666 220 540
Ogólne - 570 666 540
fundacja@konikimoniki.org.pl
Dziękuję za pomoc.
Zbiórka obejmuje wykup, transport, koszt diagnostyki, leczenia, wizyty kowala oraz zakup paszy i suplementów.
Zobacz więcej na www.konikimoniki.org.pl
Laden...