Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Stan zdrowia Tośka ustabilizowął się ale jak każdy kot który jest nosicielem białaczki jest pod stałą opieką lekarza.
Nadal jest podopiecznym fundacji
A czy Ty wiesz człowieku, że miałem kiedyś dom? Dom taki prawdziwy, mięciutką podusię, na której spałem i człowieka, któremu mruczałem co noc do snu. Uwierz mi, wiem, że nie wyglądam, ale naprawdę kiedyś miałem dom…
Co się stało? Nie wiem. Może to dlatego, że raz strzeliłem focha, może przez to, że chciałem się bawić nad ranem… no fakt, podrapałem kiedyś fotel, ale przecież nie specjalnie, myślałem, że to drapak… Cokolwiek zrobiłem źle, dziś już tego nie naprawię. Mój człowiek zawiódł, a może to ja go jednak zawiodłem? Miałem kiedyś dom… dziś nie mam nic oprócz nadziei.
Wołają na mnie Tosiek. Pewnego dnia znalazłem się na ulicy, nigdy nie dowiem się dlaczego. Pierwsze chwile tułaczki były dla mnie szokiem. Nie wiedziałem dokąd mam iść, jak sobie poradzić… ale bardzo chciałem żyć. Wciąż szedłem przed siebie z nadzieją, że ktoś w końcu mi pomoże. Bo wtedy wierzyłem jeszcze w ludzi.
Pewnej nocy wyszedłem na łowy, siedziałem więc i czaiłem się. Nagle poczułem ostre pazury wbite w moją szyję. „Czego tu szukasz, włóczęgo, to nasz teren. Spadaj stąd, nawet nie pachniesz jak prawdziwy kocur, tylko jak kastrat” – warknął do mnie wielki kocur. Za nim stał drugi i wbijał we mnie wzrok. „Jestem kastratem i nie chcę się bić, tylko upolować kolację, zostawcie mnie” – syknąłem. Kocury wściekły się i rzuciły się na mnie we dwóch, uciekałem ile sił w łapach, starałem się bronić. Uciekłem, byłem ranny, pogryziony, uszy i pyszczek miałem we krwi, ale żyłem… choć straciłem wtedy nadzieję na lepszy los.
Mijały dni i noce… kolejne i kolejne… przestałem je już liczyć. Jednak pewnego dnia dotarłem do miejsca bardzo dziwnego. To było osiedle, ale wierzcie mi, osiedle wyjątkowe. Kiedy zapadł zmrok i postanowiłem zaatakować osiedlowy śmietnik, jakie było moje zdziwienie, kiedy oto pod śmietnikiem znalazłem nasypaną garść kociej karmy. Rzuciłem się więc do jedzenia, ale wtedy zza rogu wyszedł Rudy kocur. Byłem gotów do ucieczki, nie chciałem się znów bić, ale wtedy Rudy mruknął do mnie „Ej ty tam czarny, nie dygaj tak, nie zjem cię. Po kastracji zmieniły mi się priorytety. Skąd tu się wziąłeś?”. „W sumie nie wiem skąd, miałem kiedyś dom… ale już nie mam” – odparłem. „Hmmm rozumiem, Ty z tych wyrzuconych. Dobrze, że tu trafiłeś, musisz rozglądać się za taką dziewczyną, ona tu co wieczór karmę roznosi, jak się do niej przymilisz, to ci pomoże. Tam na dole jest chyba wolna kwatera, taka buda ze styropianu, tam możesz przekimać, jak pojesz.” – odparł Rudy, po czym poszedł w swoją stronę.
Kolejne wieczory spędziłem na obserwowaniu dziewczyny. Faktycznie chodziła i zostawiała karmę. Pewnego razu nawet mnie zauważyła i zawołała, ale bałem się podejść. Bałem się rozczarowań, bałem się, że kolejny raz człowiek mnie zawiedzie. Ona przychodziła co wieczór, wołała mnie za każdym razem, gdy mnie zobaczyła. Tego wieczoru przełamałem lęk, podszedłem do niej. Pogłaskała mnie delikatną dłonią. Zabrała mnie z ulicy. Tak trafiłem do Fundacji Felineus.
Wierzyłem, że to początek nowego życia. Niestety, moja nadzieja po raz kolejny upadła. Dziewczyna zabrała mnie do lecznicy, gdzie wykonali mi serię badań. Okazało się, że jestem nosicielem wirusa kociej białaczki, prawdopodobnie wskutek tej walki z kocurami, które mnie przeganiały. Widziałem łzy w jej oczach, czułem, jak drży, kiedy tuliła mnie i obiecała, że i tak będzie dobrze, że zrobią wszystko, że pomogą. Poczułem miłość, poznałem dobro.
Mam białaczkę, ale czuje się dobrze. Wiem, że moi opiekunowie robią wszystko, abym czuł się dobrze jak najdłużej. Wiem też, że oprócz dobrego serca, jakie mi okazali, na opiekę, dobrą karmę badania i leki dla mnie wydają bardzo dużo pieniędzy.
Dlatego dziś to ja proszę o choćby kilka groszy do skarbonki. Dziś znów wierzę w ludzi, wierzę w Ciebie, wierzę, że pomożesz.
Laden...