Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
W takich chwilach zawsze zastanawiam się jakich użyć słów, jak podziękować, jak oddać wdzięczność... Nic przecież nie odda tego, co serce czuje w takim momencie... Dzięki wspólnym, właśnie takim działaniom moje skrzydła unoszą się coraz wyżej, nabierają mocy, której nic mi nie obierze. A to wszystko dzięki ludzkim Aniołom, którym życie tych zwierząt nie jest obojętne, którzy kochają je tak samo jak ja. Dzięki Wam Nasza walka jest wygraną, dzięki Wam dziadek Apacz ma przed sobą godną i szczęśliwą emeryturę. Jesteście Wspaniali !!! Dziękuję !!! W końcu dług za końskie życie będzie spłacony...
Decyzja o walce o jego życia podjęta natychmiastowo! Nie mając nic, zawalczyliśmy, by żył! Co dalej?
Jest już dziadkiem, bo ma 24 lata. Nie ma oczka, bo tak wyszło… Do Azylu trafił pół roku temu jako wykorzystane i wyeksploatowane przez człowieka zwierzę. Pracował uczciwie, ale widocznie mimo tego nie zasłużył na należytą porcję jedzenia. Był zmęczony życiem, głodny i psychicznie załamany. Zamknął się w swoim świecie… Apacz, bo tak ma na imię Nasz Dziadunio, borykał się od samego początku z biegunką. Powtarzane wyniki krwi wychodziły jednak pozytywnie. Był, więc „zdrowym” koniem. Problem z przybieraniem na wadze, mimo ogromnych porcji pasz świadczył, że jednak problem gdzieś jest. Uznano, że koń ma przewlekły stan zapalny jelit i nie bardzo można pomóc. Podawane probiotyki nie działały. Zaczęły się także problemy ze zmianą sierści.
Wczoraj jednak los wydał ostateczny wyrok na Dziadunia. Kolka - okropne schorzenie stanowiące bezpośrednie zagrożenie życia zwierzęcia. Apacz z godnością znosił ostre bóle, patrzył na nas szeroko otwartym oczkiem jakby krzycząc „Nie chce umierać”. Wstał po pierwszym zastrzyku i twardo trzymał się na nogach: „Chcę żyć”! Weterynarz zrobił wszystko, co mógł, leki niestety nie chciały działać. Jelito ślepe było tak zapchane, że koń nie mógł się załatwić. Usłyszeliśmy coś, co rozwaliło nasze serca na części pierwsze: „Koń do rana nie przeżyje, konieczna jest hospitalizacja w Klinice w Warszawie i podjęcie operacji lub eutanazja”. Jaka eutanazja? Stoi przed nami żywe stworzenie, stoi i patrzy, szturcha Cię głową: „Ja chce żyć”! Już po pierwszym telefonie na Służewiec usłyszeliśmy, że się podejmą, że jest szansa dla Apacza, że może żyć! Szybka akcja, transport i ruszyliśmy do Warszawy. 300 km Dziadunio stał grzecznie na nogach. O 22:00 dotarliśmy do Szpitala.
Pierwsze badanie i szanse na przeżycie wzrosły. Czy jest coś piękniejszego, niż usłyszeć, że Twoje dziecko ma szansę żyć? Kochani, rano otrzymałam telefon, że Dziadunio żyje. Miał zapchane jelito ślepe i okrężnicę małą, ale po walce udało się ocalić mu życie bez operacji! Wcześniejsze dolegliwości zostały zdiagnozowane jako podejrzenie Zespołu Cushinga - krew wysłano do laboratorium do Niemiec. Apacz pozostanie w Klinice przez kilka dni w celu obserwacji prawidłowego działania jelit. Czuje się dobrze, wyniki są dobre. Wygrał życie! Przed nim zasłużona emerytura, trawa i wolność…
Organizacja jest w rozsypce, walczymy o dach nad głową. Koszty leczenia Dziadka będą ogromne. Od wczoraj do dziś do godz.14:00 to prawie 1500 zł (specyfikacja kosztów leczenia w załączeniu). Kolejne dni w klinice przed nami… Nie wiem, ile dokładnie będzie kosztowała nas doba z dalszym leczeniem i obsługą. Transport w jedną stronę - 900 zł, w dwie to już 1800 zł. Kwota zbiórki może ulec zmianie, bo aktualnie nie jestem w stanie podać specyfikacji z każdej doby pobytu.
Bardzo proszę wszystkich o wsparcie. Ostatni czas bardzo nas doświadcza, jest nam bardzo ciężko. Konie są naszą miłością, są najważniejsze. Dla nich się nie poddamy, ale bez Waszych serc nie zdziałamy nic… Czasu na pokrycie kosztów za uratowane życie jest niewiele...
Laden...