Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Środek nocy i opuszczony budynek stacji kolejowej. Agonalne popiskiwanie wydawane przy każdym oddechu, to był dźwięk, jaki usłyszałam, zanim go zobaczyłam. A kiedy w końcu ukazał się mym oczom, to zabrakło mi oddechu. To były zwłoki. Zwłoki, które jakimś cudem jeszcze oddychały.
Szkielet obciągnięty śmierdzącą sierścią, w której nie było miejsca wolnego od larw much, robactwa i zgnilizny. Fetor rozkładającego się ciała, jego przedśmiertne rzężenie i jedna myśl - "byle zdążyć z pomocą"!
W drodze do lecznicy każdy jego ciężki oddech krwawił moje serce... Ale mimo to modliłam się, by tylko ciągle go słyszeć. "Dasz radę" - powtarzałam wkoło jak opętana. W gotowości czekała już na nas Asia, która od godziny odbijała się od lecznicy do lecznicy wydzwaniając, by ktoś udzieli mu pomocy! Aż w końcu się udało...
Czekając pod bramą na Panią Doktor, którą wyrwaliśmy ze spokojnego snu. Każda minuta była jak wieczność i z każdą minutą miałyśmy wrażenie że uchodzi z niego życie...
W świetle lamp ukazał się nam obraz, na który chyba nigdy nie byłyśmy przygotowane... I te na pół przytomne oczy. Tu nie było czasu na ocieranie łez, teraz każda para rąk była odpowiedzialna za ratowanie życia. Pani Doktor tylko napełniała strzykawki i wbijała w jego drobne ciałko ŻYCIE.
Widok larw, które drążyły koryta w jego skórze i składały jaja, sprawiał, że chwilami odchodziłyśmy od stołu. Maszynka stale się przegrzewała a ostrza tępiły od "filcu", jakim był pokryty.
Chyba zaczynał powoli do nas wracać, otwierać maleńkie oczka i spoglądać ze strachem, co się dzieje. Jeszcze szybka kąpiel, by spłukać do końca wszystkie robale... To chyba był moment kiedy razem z jego brudem, musiały spłynąć też z nas emocje i choć z wielką ostrożnością zaczynałyśmy pozwalać rodzic się nadziei.
Zdajemy sobie sprawę, że jego stan jest bardzo ciężki. Prześwietlenie wykazało problemy z kręgosłupem, cierpi na niedowład tylnych łapek, ma problemy z nerkami, chorobę odkleszczową i koszmarną anemię, która utrudnia podawanie mu kroplówek. Ale reaguje. Próbuje podciągać się na łapkach, podnosi łepek, spogląda w oczy, nadstawia uszu na każdy dźwięk. Jest bardzo słaby i zrezygnowany, ale jest i chce z nami być... Mówi nam to liżąc nas po rękach.
Wrócił do nas zza światów. Na jak długo? Nie wiemy. Wiemy tylko, że będziemy walczyć o niego, bo on chce walczyć o siebie. Czeka nas przetoczenie krwi, miliony badań, rehabilitacja, może w przyszłości, gdy nabierze sił, wózeczek do poruszania. To wszystko to ogromne koszty. Ale wiemy, że tak ja i my - Wy też już go pokochaliście i nie wzruszycie ramionami, mówiąc "znowu chcą kasy na jakiegoś kundla, lepiej ludziom by pomogli".
Wiemy, że tak jak i my zaczniecie się zastanawiać nad odpowiedzią na pytanie: Jakim cudem, pies w takim stanie - sparaliżowany, osłabiony - znalazł się na odludziu w opuszczonym budynku stacji kolejowej? Przecież sam tam nie zaszedł... My, Ludzie, jesteśmy mu winni pomoc za to, co zrobili mu... "ludzie".
Pomożecie?
Laden...