Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dziękujemy za pomoc dla kociaków.
Z całej trójki tylko Dot znalazła nowy dom. Yatto i Watto wciąż tęsknie wypatrują swojego człowieka i nowego domu.
Posłuchajcie smutnej opowieści o kocim losie...
"Szklary, wioska, którą można by nazwać "koniec świata". Jeżdżę tam odwiedzać dziadków i dwa kociaki. Kilka miesięcy temu zmarł sąsiad dziadków. Zostawił po sobie 3 koty, którymi rodzina zmarłego nie chciała się zaopiekować. Nie miały lekkiego życia, ich pan był chory - alkoholizm, choroba, która spowodowała, że były zaniedbane i często głodne. Pierwszy, odważnie zgłosił się do babci po pomoc - w niedługim czasie został złapany i otrzymał wspaniały dom, za który ja i dziadkowie będziemy wdzięczni Fundacji Felineus do końca życia. Wiedziałam, że są jeszcze 2, straciłam już nadzieję, że przeżyły.
Kilka dni temu miałam już iść do lasu na spacer, ale wujek krzyknął - idzie kotka z maluchami. Wybiegłam z domu, niestety już ich nie zobaczyłam. Po godzinie poszukiwań zobaczyłam wycieńczoną kotkę w zbożu a obok, jej maleńkie dzieciątko. Popatrzyła na mnie, jakby chciała powiedzieć - pomóż mi, bo już nie mam sił. Pobiegłam po puszki, podstawiłam jedzenie, ale przestraszyła się i odeszła. Nie wiedziałam co robić, jedyną instytucją, na jaką mogę liczyć, są Felineuski, ale śledzę ich stronę na bieżąco, wiedziałam, że nie mają miejsca nawet dla 1 kota a tu matka z maluchami... Nie miałam jednak wyjścia. Dzwonię do Pani Wioli, założycielki Fundacji - słyszę w słuchawce jej załamany głos - "co się stało, wiem, że jak pani dzwoni to na pewno jakaś kocia tragedia" - i tak było. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że wycieńczona matka wychowała 4 maluchy. Dostałam od Fundacji klatki, z nadzieją, że zanim uda mi się wyłapać koty, zwolni się miejsce w którymś z domów tymczasowych.
Akcja trwała kilka dni. Na początku udało się złapać mamę i najbardziej ciekawskiego maluszka. Zostały przewiezione do domu tymczasowego, który znalazłam na szybko w Chmielniku, (w Fundacji sytuacja z dnia na dzień tylko się pogarszała).
Niestety następnego dnia otrzymałam telefon, od pani, która ich zabezpieczyła, że koty stamtąd uciekły. Serce mi pęka, chciałam im pomóc, a jeszcze bardziej pogorszyłam sytuację... A w Szklarach przecież czekały jeszcze 3 jej maluchy. Musieliśmy jechać, ratować pozostałe. Akcja trwała bardzo długo, w końcu się udało, mieliśmy w klatce 3 maleńkie, przerażone skarby, które tak bardzo tęsknią za mamą i za grosz nie ufają człowiekowi.
Pewnie niewiele dobrego spotkały na swojej drodze od "dwunożnego". Z racji sytuacji, która spotkała mamę i pierwsze maleństwo, nie było już dla nich miejsca w tamtym domu tymczasowym. Zostały przewiezione do szpitala w Alfavecie, bo to było jedyne wyjście, żeby fundacja miała trochę czasu na szukanie im domu tymczasowego.
Tak bardzo chciałam, żeby wszystkie były razem... Gdyby ilość wylanych łez przekładała się na szczęśliwy finał, cała piątka spałaby już na mięciutkich poduszeczkach, zajadając się puszkami z najwyższej puszki. Niestety tak to nie działa. Dlatego tak bardzo proszę, podarujcie tym 3 maluchom coś od siebie. One wystarczająco już w swoim krótkim życiu przeszły. Proszę jeszcze o jedno, trzymajcie kciuki za odnalezienie mamy i ostatniego maluszka. Tak bardzo bym chciała, żeby mama zobaczyła znowu wszystkie dzieciątka w komplecie i zrozumiała, że chciałam im pomóc, a nie rozdzielać.
Ostatnią kotkę zmarłego pana cały czas próbujemy złapać..."
Ten smutny opis to historia prawdziwa, opisana przez osobę, która nigdy nie przeszła obojętnie obok kociego nieszczęścia. Nie przechodźmy i my obojętnie. Bardzo byśmy chcieli, żeby historia zakończyła się szczęśliwie. Ale na chwilę obecną potrzebujemy wsparcia finansowego - przede wszystkim na opłacenie miejsca w kocim szpitalu, bo szalejące w naszych domach tymczasowych wirusy nadal nie pozwalają na przyjęcie maluchów do któregokolwiek z nich. Dopiero kiedy uda się je zaszczepić i nabiorą odporności, będziemy mogli je odebrać z lecznicy. Jak zwykle liczymy na dobrych ludzi - że los tych kociąt wzruszy ich na tyle, że podzielą się z nimi groszem i będą mocno trzymać za nie kciuki.
Laden...