Absolutna tragedia! Wczoraj dotarło do nas zgłoszenie o stadzie ponad 40 kotów. Post pojawił się na grupie Zaginione/Znalezione Poznań, umieszczony przez młodego chłopaka z błaganiem o pomoc dla ponad 40 kotów, które dokarmia w małej wsi w wielkopolsce.
Na ogłoszenie (i słusznie) zareagowały osoby wrażliwe na dobro zwierząt, proponując karmę. Jednocześnie jedna z działaczek na rzecz zwierząt pojechała na miejsce i okazało się, że chłopak faktycznie ma pod opieką ogromną ilość kotów, z którymi absolutnie sobie nie radzi. Od razu zabrano 2 maluchy w ciężkim stanie z posesji, zaczęła się akcja nawoływania do pomocy. Osobę próbującą pomóc chłopakowi, która udała się na miejsce, zaatakowali sąsiedzi, nie przebierając w słowach, grożąc i zabraniając dokarmiania tych kotów i żądając ich natychmiastowej likwidacji. Koty jednak ponoć są sterylizowane, więc o co tutaj chodzi, skąd się wzięły i dlaczego jest ich tak dużo?
Zaczęliśmy od kontaktu z OTOZ-em Oborniki. Jak się okazało, od września zeszłego roku OTOZ pomaga chłopakowi, wysterylizował im wszystkie koty oraz opłacał leczenie kotów. Tak więc jakim cudem znowu są tam kocięta i liczba ciągle rośnie?
Kolejny bardzo ważny kontakt podjęliśmy z Wójtem gminy Ryczywół. Jak się okazało, gmina mocno zaangażowana jest w problem. Z racji tego, że koty znajdują się na niezamieszkałym gospodarstwie, na którym właściciel nie wyraża zgody na przebywanie zwierząt, a tym bardziej obcych osób, jednocześnie sąsiedzi są zmęczeni i rozgoryczeni ilością kotów ciągle się namnażających, leżących potrąconych, umierających od chorób na ulicach i żądają od gminy rozwiązania problemu zbieractwa i nielegalnego wtargnięcia na posesję. W czerwcu odbyło się spotkanie w gminie, na którym ustalono, że chłopak ma 2 miesiące na wydanie i wspólnie z gminą poszukanie im domów, gdyż koty są nielegalnymi lokatorami, a sąsiedzi żądają usunięcia kotów z ich osiedla, gdyż są uciążliwe. Adopcje, którymi zajmować się miał OTOZ i gmina, stoją i nikt o koty nie pyta, a te dalej się mnożą (jak?- zaraz wytłumaczymy) i chorują na potęgę.
Skontaktowaliśmy się z chłopakiem i od razu wiedzieliśmy, że pojawi się problem. Chłopak powiedział, że wyda tylko część kotów, że z resztą jest związany, ale jak zaczął wymieniać, to stanęło na tym, że ,,tego nie wydam, bo coś, tamtego nie wydam bo coś, i tamtego też nie bo coś". Chłopak twierdzi, że maluchy mu podrzucono, a kotki ciężarne się przybłąkały i on nie zgadza się na sterylizację aborcyjną, dlatego musiał odczekać, aż urodzą i tak zawsze kilka kotek nie po zabiegu jest, żeby się namnażały, bo jak to osoba z rodziny chłopaka określiła - "On lubi maluchy i chce mieć kotki, bo lubi jak się rozmnażają". Po 1-2 miotach je sterylizuje i te młode pokolenie znowu mu się koci i tak w kółko. Potwierdziliśmy również, że chłopak dawał ogłoszenia, że przyjmie koty. Po prostu je zbiera, rozmnaża i jak wydadzą ,,odpowiednią" ilość kociąt na przyszłe wykoty, to je sterylizuje przy pomocy OTOZ-u, ciągle i nieustannie powiększając ich liczebność.
Udało nam się zmusić chłopaka do oddania części zwierząt pod rygorem wytoczenia sprawy o znęcanie się nad zwierzętami, jednak z braku miejsca nie jesteśmy w stanie zabrać wszystkich na raz, potrzebne każde ręce! Kotów wcale nie jest 40, a w naszej opinii około 70-80! Chłopak docelowo nie chce oddać wszystkich, ale w naszej to gestii, żeby zostało ich tam jak najmniej.
Wiemy, że chłopak nie mieszka na posesji, nie dokarmia ich regularnie, nie jest w stanie leczyć i wykarmić nawet kilku kotów sam. Ma zaledwie 18 lat i jest chory. Uparcie zbiera te koty i je rozmnaża, nic do niego nie dociera, ma sprawę w sądzie, nakaz z gminy na wydanie/adopcje zwierząt, zakaz wchodzenia na nieswoją posesję, a on dalej je rozmnaża. Od OTOZ-u regularnie otrzymuje pomoc w postaci jedzenia i pokrywania leczenia, ale jak długo ma się to zapętlać, jak długo OTOZ ma płacić za chorobę tego człowieka? Sąsiedzi są na skraju wytrzymałości i albo koty znikną do miejsc kontrolowanych - czytaj: przez nasze ręce, albo ktoś zajmie się nimi prędzej czy później w inny sposób. Chłopak kłamie jak z nut, próbuje wymuszać, świadomie i celowo wprowadza w błąd, bo sam sobie nie radzi, bierze ludzi na litość i oczekuje pomocy, a sam je rozmnaża i zwiększa ich populację, bo ,,to lubi". Absolutnie nie wolno mu pomagać, bo to jeszcze bardziej nakręca go i utwierdza w przekonaniu, że sobie z tym radzi. A wcale tak nie jest. Sprawę będziemy kontrolować i regularnie interweniować, jeśli ktoś z Państwa chce przekazać jedzenie czy fundusze, prosimy to zrobić dla domów tymczasowych i fundacji, które przejmują zwierzęta pod opiekę.
Prosimy o pomoc, chcemy zebrać środki, by ocalić choć część tych kotów...