Aduś jest wolnożyjącym kotem zamieszkującym do tej pory ruiny budynku przeznaczonego do rozbiórki usytuowanego na podwórzu kamienicy w centrum Poznania. Wraz z kocią koleżanką i dwójką jej dzieci był dokarmiany przez kobiety o złotych sercach.
Kocur trafił pod opiekę Fundacji Głosem Zwierząt na początku grudnia, gdyż karmicielkę zaniepokoił wygląd kota - jego futro było zanieczyszczone jakąś brunatną mazią i wyglądało na wiecznie mokre. Poza tym Aduś był bardzo niemile widziany na owym podwórzu. Złapanie kota było nie lada wyzwaniem, bo to cwaniak jakich mało, ale wolontariuszki uparcie przez kilka dni podejmowały próby. W końcu udało się go zwabić do klatki łapki na ulubioną śmietankę kremówkę. Tym sposobem Aduś trafił do zaprzyjaźnionego gabinetu weterynaryjnego, gdzie spędził tydzień na badaniach, obserwacji, podawaniu zastrzyków.
Zdjęcia nie oddają w pełni jego stanu, bowiem kot kuli się i nie daję się zbliżyć do siebie, a po oględzinach okazało się, że ma ogromny spuchnięty język, a z pyszczka leje się ropa. Na szczęścia badania krwi nie wykazały poważniejszych schorzeń. Prawdopodobna przyczyna stanu zdrowia kota - zatrucie lub polizanie jakiejś chemicznej substancji. Biorąc pod uwagę stan pourazowy jego ziomala Zgryzika - stan kota nie jest przypadkowy i wskazuje na działanie człowieka. Kot przechodzi kurację antybiotykiem i jego stan zdrowia poprawia się sukcesywnie. Po leczeniu jeszcze dwa tygodnie pozostanie pod obserwacją, czy nie ma tendencji do nawrotów, postaramy się go wykąpać, bo nie jest w stanie sam się domyć. Ostatnim etapem pomocy temu biedakowi będzie przesiedlenia w bardziej przyjazne otoczenie. Leczenie kota to koszt łącznie prawie 800 zł. I obejmuje pobyt w szpitaliku, badania krwi, zastrzyki, antybiotyki, witaminy. Prosimy o pomoc w zapłaceniu rachunku za leczenie kota.