Kolejny miesiąc, to kolejne faktury, ale też kolejne uratowane istnienia. Pierwotna zbiórka osiągnęła 52 procent, co pozwoli nam uregulować połowę należności za leczenie naszych zwierząt w ubiegłym miesiącu.
Jak rozgraniczyć finanse od ratowania? Jak kalkulować, gdy pies cierpi i bez natychmiastowej pomocy umrze? Jak przerwać rehabilitację, która daje efekty i otwiera psu drogę do sprawności i normalnego życia? Takich psów mamy mnóstwo. Ich droga do zdrowia to nie tygodniowy pobyt w szpitalu. Ten czas to zazwyczaj dopiero wstęp do dalszej walki, to ustabilizowanie zwierzaka, aby mógł przetrwać kolejne czekające go zabiegi. To diagnostyka, która prowadzi do dalszych etapów – operacji, wielomiesięcznych rehabilitacji.
Cały czas jesteśmy rozdarci. Oszczędzać i pozwolić umrzeć, czy ratować i próbować pozyskać środki. Wielokrotnie pokazywaliśmy Wam efekty – psy chore neurologicznie – żyją i mają się dobrze, psy sparaliżowane stawały na łapy, psy konające na choroby wirusowe wracały do zdrowia.
I choć kwoty, o których piszemy, są zawrotne, musicie wiedzieć, że taka jest cena życia zwierząt, którym mało kto decyduje się pomóc – właśnie dlatego, że ich leczenie kosztuje krocie i trwa bardzo długo. My pochylamy się nad takimi psami. Bo one chcą żyć.
Dlatego zmieniamy kwotę zbiórki o kwotę, jaka w kolejnym miesiącu będzie widnieć na fakturach, jakie otrzymamy. Fakturach za walkę o życie tych, nad którymi nikt nie chciał się pochylić.
Życie jest najwyższą wartością, ale jego ratowanie niestety liczone jest w złotówkach. Ustawiła się do nas kolejka potrzebujących, walczących o życie i sprawność psów. Prośby o pomoc dosłownie nas zalały. Psy zagłodzone, połamane, cierpiące na deformacje, z guzami.
Ciężkie „przypadki”, wymagające pełnej diagnostyki i kosztownego leczenia. Co mamy zrobić? Komu odmówić prawa do życia? Fakt opłacenia rachunków za lecznice to jedno, ale czy nasza sytuacja jest stabilna na tyle, że możemy pomagać, ratować, leczyć na taką skalę jak dotychczas? Niestety nie. Dlaczego?
Bo wciąż wielu naszych podopiecznych przebywa w klinikach – koszty rosną każdego dnia.
Bo cały czas spora liczba psów odbywa stacjonarną rehabilitację – koszty rosną każdego dnia.
Bo faktury z klinik, to tylko ułamek ponoszonych każdego dnia kosztów.
Jeśli chcemy działać tak, jak do tej pory – musimy mieć zabezpieczenie. Nie na każdego, nawet tego „medialnego” psa zakładaliśmy zbiórkę. Ratujemy ich tyle, że to po prostu niemożliwe. Dlatego – jeśli mamy robić to co dotychczas i na dotychczasową skalę – musimy stworzyć pewną rezerwę, która uchroni nas przed sytuacją, jaką mieliśmy teraz. Chcemy być stabilni, przewidywalni, niezawodni. Nie chcemy dramatyzować, na zmianę „zawieszać i odwieszać przyjmowanie psów”. Chcemy ratować psie istnienia, uwalniać od cierpienia, leczyć, wyrwać z bezdomności. A do tego potrzebne są pieniądze. Brutalne, ale prawdziwe.
Dlatego nie ruszamy pełną parą. Mamy nadzieję, że nas rozumiecie i błagamy Was o wsparcie - aby fundacja Judyta bez względu na wszystko mogła pomagać tym, którym nie chce pomóc nikt.