Jest mi ciężko to wszystko pisać, bo wciąż nie dociera do mnie, że to się naprawdę dzieje...
Czwartkowy, słoneczny poranek i odbiór wyników, których tak bardzo się bałam. Mimo choroby, z którą mierze się bez poprawy od października, a wręcz męczę się z nasilającymi objawami duszności, wciąż miałam nadzieję. Same podejrzenie sugerowanej przez lekarza choroby było dla mnie straszne... W efekcie wyszło jeszcze tragiczniej...
Odebrałam wyniki, które są niczym wyrok: cechy Zarostowego Zapalenia Oskrzelików, występujące już zmiany drobnoguzkowe z zaczopowaniem światła części oskrzeli. Rokowania... choroba źle rokująca prowadząca do niewydolności oddechowej i śmierci chorego. Od czasu rozpoczęcia choroby mimo złego samopoczucia wciąż żyłam z uśmiecham na twarzy, starałam się nie myśleć o tym, czego już ze względu na duszności i kaszel nie jestem w stanie zrobić. W stajni pracowałam mając coraz mniej siły.
Każdy wysiłek fizyczny powodował coraz większe odpoczynki, nasilające duszności i kaszel. W efekcie pracę nad podopiecznymi przejęła moja Mama, która ma lat 68... Nie wyobrażałam sobie, że tymi, których kocham, może zająć się ktoś inny. Wciąż wierzyłam, że to przejściowe, że zaraz wrócę...
Dziś wiem, że nie wrócę...
Cała sytuacja wymusza na nas podjęcie radykalnych zmian, w których na piedestale staje dobro i bezpieczeństwo podopiecznych Azylu! Nie chcemy oddawać naszych zwierząt, nie chcemy rozłąki! Ale, choć serce krwawi inaczej nie mogę... Część koni musi dołączyć więc do drugiego stada naszych koni, które stacjonują w odpłatnej stajni w Plękitach. Dla nas oznacza to wzrost comiesięcznych opłat za Ich dom i utrzymanie!
W siedzibie Stowarzyszenia potrzebny jest na cito pracownik! Moja Mama nie ma już siły, a mój stan zdrowia nie rokuje poprawy... I mimo że przy zwierzętach będę codziennie, muszę mieć wsparcie! Osoby ze Stowarzyszenia pracują zawodowo, co sprawia że nie są w stanie zaopiekować się stajnią na co dzień.
Życie jest cholerne śliskie! W roku 2020 w jednej chwili też runęła nasza przyszłość. Mimo bardzo złego samopoczucia nie mogłam znaleźć czasu na lekarza. Zwierzęta, które tak bardzo kocham potrzebowały mnie 24h na dobę. No i stało się. W pewnej chwili nie mogłam już wytrzymać ogromnych bóli głowy, na które nie pomagały żadne leki. Jedno badanie- tętniak mózgu, pilna operacja i przyszłość pod znakiem zapytania! Anioły jednak zabezpieczyły zwierzęta, a ja z czasem wróciłam do żywych. Znów mogłam być z tymi, które tak bardzo kocham...
AZYL DLA KONI - stado uratowanych od śmierci 30 koni i innych gatunków zwierząt: osłów, psów, kotów i świnek. Prawie 12 lat walki o humanitarne Ich traktowanie! O godność, szacunek i poszanowanie Ich praw! Daliśmy życie tak wielu... Czasem było nam tak strasznie ciężko, mimo tego nie odwróciliśmy się od żadnej cierpiącej istoty bez względu na płeć, rasę, gatunek. Każde z tych żyć było dla nas bezcenne. Podejmowaliśmy wszelkie, nieraz bardzo kosztowne działania, by ratować, by dać nowe życie... Czy to był koń u handlarza, czy osioł, czy świnka, czy pies z łańcucha, czy burasek z ulicy... O każde z nich walczyliśmy do końca!
PODOPIECZNI - Nasze zwierzęta to istoty, które najczęściej są już staruszkami, borykają się z nieuleczalnymi chorobami, są kontuzjowane czy kalekie. Są wśród nich także psie, świńskie czy końskie dzieci, te które los skazał od urodzenia na cierpienie, nicość, aż po śmierć. Każdy z podopiecznych ma swoją czarną, pełną bólu historię. Każdy z nich, zanim trafił do Azylu przeszedł przez piekło na ziemi, które zgotował mu człowiek.
WZAJEMNA MIŁOŚĆ I CODZIENNA OPIEKA - niewidoma klacz, ktoś musiał Ją nauczyć żyć. Chore na niewydolność oddechową kucyki, ktoś musiał przy Nich wciąż być, robić zastrzyki i zakładać maski z lekami sterydowymi, ktoś musiał walczyć o każdy Ich oddech. Choroby psio- kocich staruszków, leki i wizyty u weterynarza. Kastracje, szczepienia, antybiotyki, kowale, karmienie, gotowanie posiłków świnkom i tak bez końca mogłabym wymieniać... To moja codzienność. Ich ciepłe spojrzenia, przytulenia, muśnięcia chrapami, ryjkami czy nosami, tarmoszenie moich włosów.
Chrumkanie, szczekanie, wariactwo psich ogonów, ośle wycie i końskie rżenie... okrzyki miłości, gdy wchodzę do stajni. Znamy się tak dobrze... zawsze wiem czego i kiedy potrzebują, jaki mają humor i jak radzą sobie z chorobą w danym dniu. Były i są nierozłącznym „elementem” mojego życia. Od lat kochamy siebie, ufamy sobie, mamy tylko siebie!
CO DALEJ? Nie wiem, co dalej z moim zdrowiem, bo nie wiem, jak będzie postępować choroba, nie wiem jak przebiegnie konsultacja z pulmonologiem (wtorek godz.16:00), nie wiem, czy nie czeka mnie szpital, nie wiem, czy znajdą leki, które spowolnią chorobę... I choć Przyjaciele mówią, że zrobią dla mnie wszystko, włącznie z przeszczepem płuc to jednak może być różnie...
Ale wiem jedno! Do ostatniego tchu w dokładnym tego słowa znaczeniu będę walczyła o nasze wspólne dni! Zrobię wszystko, by mimo mojej choroby one zawsze żyły w Azylowym Raju, które od nas Wszystkich dostały!
Kwota zbiórki opiewa zabezpieczenie utrzymania koni w obu stajniach + pracownik na okres tylko 3 miesiące bez opieki weterynaryjnej i kowalskiej oraz bez przetransportowania koni ze stajni do stajni.
Bardzo Was prosimy W tej patowej sytuacji... Zabezpieczmy życie tych zwierząt kolejny raz! Do wglądu Fv za utrzymanie koni w jednej stajni ze stanem obecnym za luty...