Zaczął się grudzień. Lubię zimę. Wszystko się skrzy. Płatki śniegu płyną na wietrze, lśniąc jak gwiazdki w promieniach słońca. Wyglądam przez okno i widzę piękny świat otulony zimą i spokojne konie leniwie skubiące siano. Wiem, że mam ogromne szczęście. Jestem bezpieczna. I widzę. I wiem, że inni tego szczęścia nie mają.
Długo wahałam się nad zbiórką dla Jasnej i Danieli. Nawet, teraz gdy piszę do Was, nie wiem, czy dobrze robię i nie okaże się, że chęci i serce to za mało. I, że nie dam rady im pomóc, uratować ich i stworzyć dla nich bezpiecznego miejsca, w którym mogłyby żyć, nie będąc narażone na stres i zagrożenia. Bo Daniela i Jasna to konie wyjątkowe, obie są niewidome. Nie są gorsze z tego powodu, choć na pewno to właśnie to sprawiło, że zostały sprzedane na rzeź.
Jasna trafiła do skupu koło Warszawy, handlarz nie od razu zorientował się, że ona nie widzi. Puścił ją z innymi końmi na mały kawałek ogrodzonego pola. Te konie ją ganiały, a ona przerażona uciekała na oślep, wpadając na wszystko, co było na jej drodze. Gdy przyjechałam, klął strasznie na Jasną, że pastuch rwie i konie mu wypuszcza na ruchliwą drogę. Poszłam do niej, od razu zobaczyłam, że jest ślepa. Jej źrenice były innego koloru i nie reagowały na światło. Handlarz, gdy usłyszał, że nie widzi, kazał pracownikowi sprowadzić ją do obory i zamknąć.
Powiedział, że zawiezie ją do rzeźni. Widziałam, jak przerażona szła ostrożnie, przechylała głowę, nasłuchując i podnosząc wysoko te swoje poobijane nogi, aby w nic nie uderzyć. To tak strasznie przejmujący widok, gdy niewidomy koń musi zaufać ludziom, których panicznie się boi. Stałam tam i łzy ciekły mi po policzkach, bo serce mi pękało, a ja nie miałam, jak jej pomóc. W komórce ją tuliłam i uspokajałam, ale nie miałam jak jej obiecać, że po nią wrócę i zabiorę w miejsce, gdzie zawsze będzie kochana i bezpieczna.
Jakiś czas temu dostałam zgłoszenie o Danieli. Nie musiałam nawet pytać czemu ta bidulka jest u handlarza. Jej kara, przyprószona siwizną sierść zdradzała zaawansowany wiek. Na filmie zadzierała wysoko głowę, rozglądała się niewidzącym wzrokiem i rżała do koni. Jej oczy były zaczerwienione i wytrzeszczone. Tak wygląda zaawansowana ślepota miesięczna, której nikt nie leczy… Daniela była tak samo przerażona, tak samo bezradna, tak samo bez szansy na pomoc jak Jasna.Zadzwoniłam do handlarza, u którego była. Powiedział, że może sprzedać do fundacji i że na razie ją tuczy, więc będzie stała do połowy grudnia. Wtedy nic nie powiedziałam, bo nie miałam żadnego pomysłu.
Cały czas szukałam rozwiązania i pomocy wszędzie. Sytuacja, w jakiej znalazły się te dwie niewidome klacze jest tragiczna i nie mogę spać myśląc, co zrobić. Te bidulki są z dwóch różnych światów, sprzedano je do dwóch różnych handlarzy, ale spotka je taki sam koniec. Tak bardzo chciałabym im pomóc i zapewnić najlepszą opiekę już na zawsze. I wiem, że podjęcie się tego, to jedno z najtrudniejszych zadań, przed jakimi stanęłam w fundacji.
Przemyślałam wszystko i jest mała szansa na pomoc, ale koszty są ogromne. Trzeba by dla nich wybudować osobną wiatę i postawić sztywne ogrodzenie. Tak przygotowane miejsce zapewniłoby im bezpieczeństwo. Mieszkałyby we dwie, razem. Na pewno by się zaprzyjaźniły i polubiły. Na pewno. Gdyby tylko dostały szansę na życie.
Mój plan na ratunek wygląda następująco. Wykup klaczy i przewiezienie obu do kliniki na diagnostykę i leczenie (Jasna jest poobijana, podrapana, zarobaczona i zawszona, nie wiem, czy jej oczy wymagają leczenia, ale na pewno trzeba je zbadać. Daniela na pewno wymaga podania leków, które zmniejszą ciśnienie w gałkach ocznych. Widzieć już nie będzie, ale oczy w takim stanie na pewno bolą i trzeba jej pomóc.) Równolegle trzeba budować drewnianą wiatę i wygrodzić bezpieczny wybieg. To wszystko bardzo duże koszty, do których dojdzie jeszcze transport koni od dwóch handlarzy do kliniki, a następnie już do domu docelowego.
Nie będę Wam pisała, ile kosztują konie, ile wiata, ogrodzenie, klinika czy transport. Pieniądze, jakie są potrzebne, by odmienić los Danieli i Jasnej to łącznie 39000 zł. I tylko jeśli uzbieramy całą kwotę, klacze zostaną wykupione. Nie zabiorę dwóch niewidomych koni, nie mogąc im zapewnić dobrych warunków do życia. Byłoby to skrajną nieodpowiedzialnością z mojej strony, wierzę, że mnie zrozumiecie.
Kochani, dałam handlarzom po 500 zł, by poczekali z wywozem do ubojni i 11 grudnia mam powiedzieć, czy zdołamy je spłacić. Bardzo bym chciała, aby obie żyły, są takie biedne. Bardzo się też boję, że teraz, gdy zbliżają się święta i każdy jest zagoniony, świat nie usłyszy ich historii i mojego wołania o pomoc dla nich. Boję się, że za te kilka dni będę musiała odebrać im jedną nadzieję na życie…
Proszę Was, postarajmy się zrobić wszystko by im pomóc. Ja się na pewno się postaram. Postara się też moja córeczka Basia, która powiedziała, że na Mikołajki sama robi prezent i ze swojej skarbonki przekaże pieniążki dla Jasnej i Danieli. Proszę Was, ślijcie informacje o Jasnej i Danieli w świat, tylko jeśli wiele osób pomoże one, zostaną uratowane, a ich życie po latach pracy dla ludzi nie skończy się w rzeźni. Tylko razem możemy sprawić, że w te święta spędzą w przytulnej wiacie, spokojne i bezpieczne otoczone troską i miłością.
Jeśli masz pytania, zadzwoń do mnie - Monika 570 666 540. Dziękuję za pomoc.
Zbiórka obejmuje wykup, transport, koszt diagnostyki, wizyty kowala oraz zakup paszy i suplementów.
Zobacz więcej na www.konikimoniki.org.pl