Kochani, ta historia dotarła już w różne krańce Polski. I nie tylko. Udostępniana w ciągu 3 dni setki tysięcy razy. Wiele fundacji i stowarzyszeń odmówiło pomocy, wiele rozłożyło ręce, inne nie widziały rokowań.
I w końcu my... Ktoś nam przysłał w wiadomości prywatnej post jednego ze stowarzyszeń z prośbą o pomoc psu, którego właścicielka chce poddać eutanazji, ponieważ nie widzi już innej możliwości.
Pod koniec czytamy....
Gdy tylko przeczytaliśmy post, wiedzieliśmy już, że nie będzie łatwo... Ale postanowiliśmy chociaż spróbować. A więc Aki, bo tak ma na imię nasz skazany na śmierć pies, jest tak naprawdę jeszcze psim podrostkiem. Ma zaledwie 2 lata. Został zakupiony w hodowli, gdy miał 6 miesięcy. Pół roku później zmarł jego właściciel. Wdowa została sama z trójką małych dzieci na utrzymaniu, w niewielkim mieszkaniu z dużym psem. Znalazła tymczasowe lokum dla niego, w postaci kojca na dworze obok miejsca, w którym pracuje.
Z informacji, jakie dostaliśmy, wynikało, że psem zaczął zajmować się mężczyzna, który wyprowadzał go na spacery i się nim zajmował. Następnie chciał go adoptować, jednak pies go pogryzł. Wycofał się z adopcji.
Właścicielka próbowała przez rok znaleźć psu dom, ale z marnym skutkiem, aż do marca tego roku. Akim zainteresowało się małżeństwo. Został nawet ustalony termin, kiedy małżeństwo go zabierze! I tu znowu tragedia....
Ludzie przyjechali i nie znając go zbliżyli się za bardzo. Pojechali do weterynarza, podali uspakajający żel (mieli 6h drogi powrotnej). Zanim specyfik zaczął działać pies, który mógł się wystraszyć i czuć się niepewnie - zaatakował mężczyznę. I takim sposobem kolejni ludzie go nie zabrali. Padła decyzja, że zostanie poddany eutanazji, jeśli nikt go nie chce. Nazywając rzeczy po imieniu - czeka go śmierć.
Na właścicielkę Akiego zaczęto naciskać, że ma natychmiast zabrać psa z miejsca, w którym pozwalano mu dotychczas przebywać. Pani zaczęła prosić różne stowarzyszenia i fundacje o pomoc. Z jakim skutkiem - pisaliśmy na samym początku...
Kochane ludziska... Prawda jest taka, że Aki też ma uczucia i emocje. Przede wszystkim jest sfrustrowanym, niewykastrowanym psiakiem, zamkniętym przez rok w kojcu bez właściciela. Jego kojec znajduje się w pobliżu szkoły, przedszkola, domu weselnego, gdzie masa ludzi miała z nim kontakt. Niektórzy twierdzą, że widzieli, jak dzieci drażniły psiaka patykami, a podczas imprez ludzie wsadzali do kojca ręce...
To jest jakaś totalna masakra. Niektórzy już wydali na niego wyrok. Ale my się pytamy - czy nie powinien najpierw zostać poddany obserwacji? Nie obejrzał go nikt, kto miałby odpowiednie kwalifikacje, aby stwierdzić czy rzeczywiście pies przejawia cechy agresywne.
Nikt też nie chce mu realnie pomóc. Właścicielka z pomocą stowarzyszenia "Arka dla zwierząt" opublikowali post z prośbą o pomoc. Już kilka dni posty krążą po internecie, a naprawdę nikt nie chce go zabrać i objąć specjalistyczną opieką... Nikt!
Śmierć - być może to czeka tego psa, jeśli mu nie pomożemy i nie damy szansy.Bo chyba każdy na takową zasługuje...
Kochani, człowiek nie daje rady pod wpływem tylu czynników, a co dopiero ten młodzian. Właścicielka nie była świadkiem żadnego z ugryzień, nie wiemy, co tak naprawdę się wydarzyło... Jeśli zaś pies ma problemy z agresją, potrzebny jest specjalista, który to oceni.
Mamy niewiele czasu, aby podjąć próbę pomocy temu zwierzęciu. Jedyną szansą dla niego jest transport do hoteliku, położonego 300 km od aktualnego miejsca pobytu (jedynego, który się zgodził go przyjąć, a uwierzcie, że szukaliśmy kilka dni po całej Polsce), kastracja, a następnie objęcie go opieką behawiorysty. To wszystko kosztuje majątek. Dlatego też większość organizacji nie chciała angażować się w tym przypadku.
Dlatego prosimy Was w imieniu Akiego, ludzi o dobrym sercu, o pomoc finansową dla tego psiaka, który ma szansę pokazać nam jaki jest naprawdę ..Dziękujemy!