Dotarliśmy do takiego punktu, że mimo wspólnych wysiłków - Waszych i naszych - musimy zacisnąć pasa. Wszystko wskazuje na to, że nie możemy liczyć na wsparcie, które umożliwiłoby funkcjonowanie na taką skalę, jak dotychczas.
Wiemy, że wielu z Was wspiera nas regularnie, może nawet oferuje nam swój ostatni grosz - jesteśmy Wam za to bardzo wdzięczni w imieniu kotów, do których każdy z tych groszy trafia. Jednak realia są okrutne - dla zobrazowania sytuacji przedstawiamy Wam podział kosztów działalności statutowej za ubiegły rok.
1 - to koszty kastracji i sterylizacji kotów wolno żyjących - po wyczerpaniu talonów z miasta;
2 - koszty leczenia kotów fundacyjnych i każdego kota, który na nasz koszt jechał do weterynarza, a pozostawał pod opieką osób niezwiązanych z fundacją;
3 - koszty bytowe utrzymania kotów w domach tymczasowych: karma i żwir;
4 - zakup budek i karmy dla kotów wolno żyjących;
5 - kampania 1% - dwie reklamy na wiatach przystankowych i jeden mailing;
6 - zakup wyposażenia;
7 - utrzymanie naszych mizernych szpitalików.
Mamy na koncie 3000 zł. Żeby nie zbankrutować i móc utrzymać ponad setkę kotów, które mamy pod bezpośrednią opieką w naszym szpitaliku i w domach tymczasowych, musimy mocno ograniczyć finansowanie leczenia kotów, z którymi zgłaszają się do nas ludzie, którzy takie koty znaleźli. Pod znakiem zapytania stoi przyjmowanie kolejnych zwierząt, bo na ich długotrwałe leczenie może nie być nas stać...
Możemy też jeszcze raz zaapelować o pomoc finansową do wszystkich ludzi dobrej woli... Teoretycznie nie powinniśmy mieć problemu, bo gdyby każdy z 22 000 naszych fanów raz w miesiącu przeznaczył na naszą działalność złotówkę, przez rok uzbieralibyśmy 264 000 zł. Ale grono naszych darczyńców jest skromne i choć bardzo wierne, nie jest w stanie sprostać ogromowi naszych wydatków.
Nie mamy zbyt wielkich nadziei i dławi nas strach - jak możemy zostawić te wszystkie biedy bez pomocy? Ale... Może znów się uda... Może się uda...