Dom kocich inwalidów "Iskiera" istnieje od zawsze. Koty bezdomne, koty wolno bytujące, które ciężko chorowały lub były po wypadkach, lub miały amputacje łap, koty zabierane od oprawców, koty maltretowane lub z pseudohodowli znajdują tu przystań. Niektóre koty zostają na zawsze, bo nikt nie chce kota bez łap, bez ogona czy niewidomego. Takie koty zostają u nas i otrzymują miłość i pełną miseczkę do końca swoich dni.
Ratowanie kocich istnień zaczęło się od kota, który przyczołgał się pod śmietnik. Widok był przerażający, kot w połowie był spalony. Czarny, zwęglony, ogon, obie tylne łapki w czarnej zwęglonej skorupie, która pękając, sączyła ropno-krwistą maź. Trzeba było amputować kotu tylną łapkę i ogon. Rehabilitacja i powrót do zdrowia trwały rok. Kotek był tak wdzięczny za uratowanie życia, że nie schodził z kolan przez następne pięć lat jego szczęśliwego życia z nami. Potem kolejne kocie nieszczęścia. Kot z paraliżem tylnych kończyn cały w fekaliach, podrzucony pod bramę. W torbie plastikowej maleńka kotka z oskórowanym i połamanym ogonem. Takich nieszczęść ratowanych w domu kocich inwalidów "Iskierka" było setki.
Mamy tu koty z pseudohodowli, które dochodzą do zdrowia latami. Koteczka, która rodziła kociaki na handel, wyżęta do maksymalnej granicy. Gdy ją zabieraliśmy, tryskała z niej ropa z krwią. Tak wyglądała ściana gdy kichnęła. Zapalenie uszu, zapalenie głowy i infekcja całego organizmu.
Trafiły do nas koty z Radys, gdy likwidowane było schronisko - obóz koncentracyjny dla zwierząt.
U nas te koty są bezpieczne, w tym obozie zagłady walczyły o przetrwanie. Z głodu wkradały się do kojców, aby psom ukraść kawałek łoju, te koty ryzykowały życie. Rozszarpywane przez psy umierały w mękach. Uratowaliśmy z Radys 13 kotów. To kocur Prezes z Radys, Lejla z Radys, Mafin z Radys.
Te koty u nas są szczęśliwe, ale azyl musimy zamknąć. Co stanie się z tymi wszystkimi kotami, które nie miały szczęścia. Te wszystkie koty przeżyły strach, ból i obojętność ludzi.
Dziś wisi nam nad głową komornik. Długi w lecznicach to 18.000 zł. To wszystko za leczenie zwierząt. Nie! Nie leczenie a ratowanie im życia! Mieliśmy zostawić w rowie, w lesie, w śmietniku konające zwierzęta?Codziennie dzwoni telefon z prośbą o pomoc. Ludzie dzwonią, informują nas o kolejnej zwierzęcej tragedii i zostawiają sprawę, zapominają o niej. My jdziemy, ratujemy ale jesteśmy tylko wolontariuszami z pustymi kieszeniami, co po swojej pracy zarobkowej i kosztem rodzin pomagają tym zostawionym i cierpiącym zwierzętom. Musimy spłacić dług, albo to już koniec. Zamykamy azyl, tylko co z tymi kotami, których nikt nie chce, bo są kalekie. A przecież kaleki psychiczne i fizyczne też chcą żyć.
Nie mamy 18.000 zł!
Ale co winne są te koty? Dlaczego po tylu cierpieniach, kiedy nareszcie mają spokój, mają być wyrzucone, mają zostać bez dachu nad głową i bez miseczki karmy. Jest nam przykro, bo walczymy o każde życie zwierzęcia, nawet kalekie życie. Bo każdy ma je jedno, zwierzę też. Tylko komornik, dla tych kalekich zwierząt nie ma litości, a Ty?
Prosimy, pomóż... Wpłać choć troszkę...