Osi na jednym z rzeszowskich osiedli pojawił się przed samymi świętami, czyli końcem grudnia 2014 roku. Panie karmiące tam koty początkowo pomyślały, że to kolejny kot wolno żyjący. Zrobiły mu ocieploną budę, dały miseczki na karmę i wodę. Osi od początku był nieufny, bardzo smutny i wystraszony, jednak chętnie skorzystał z miejsca dla niego przygotowanego. Jedynym problemem był słaby apetyt, ale karmicielki myślały, że najprawdopodobniej gdzieś jeszcze podjada.
W dniu 31 grudnia - w Sylwestra Osi zniknął. Pojawił się po trzech dniach, powlókł się do budy, wszedł i tak został. Dostał jedzenie, ale go nie ruszył. Tak trwało to 3 dni. Kiedy czwartego dnia znowu jedzenie było nietknięte, karmicielki zwróciły się o pomoc do naszej fundacji. Pojechaliśmy sprawdzić, jak wygląda sytuacja - bo czy wolno żyjący, czy nie - pomoc mu się należała.
To, co zastaliśmy, przerosło nasze wyobrażenia. Już w odległości metra od budy, w której leżał Osi, czuć było przeraźliwy smród ropy i rozkładającego się ciała. Oczy, nos i cały pyszczek zaklejone były ropno-krwistymi strupami, do których przyklejone były źdźbła trawy i siana. Kot potwornie dyszał, miał drgawki. Ponieważ nie wiedzieliśmy, czy jest agresywny, czy nie, do lecznicy został zabrany z całą budą, w której mieszkał.
W lecznicy okazało się, że Osi jest w tragicznym stanie. Określony został na ok. 10 lat. Jednak wygląda na to, że kotem wolno żyjącym był od niedawna. Stwierdzono, że ma usuniętą dużą część zębów (po jednej stronie góra i dół, po drugiej góra). Po tej stronie gdzie pozostały zęby na dolnej szczęce, góra musiała być robiona niezbyt dawno, bo dziąsła były jeszcze nieco zaróżowione. Osi ma wybite 2 kły, co widać na zdjęciach. Jest przeraźliwie chudy, wychłodzony i bardzo słaby. Poduszki łapek są opuchnięte, całe poranione. Kiedy został nieco wymyty, okazało się, że cały pyszczek pokrywają krwawiące rany.
Choć kocurek bardzo się bał, to jego oczy mówiły, że wie, że chcemy mu pomóc. Został zaopatrzony w leki, dostał kroplówkę, po której zasnął. Jego stan jest ciężki, ale ma szanse. Wiemy, że leczenie będzie bardzo długie i mozolne, ale ten kot chce walczyć.
Zastanawiającym jest fakt, skąd kocurek wziął się na ulicy. Miał usuwane zęby - czyli ktoś o niego dbał. W przeszłości musiał być pięknym, dużym kotem - to widać po jego posturze. Jest niewykastrowany - ale czy 10-letni kocur mógł się zgubić? Raczej mało prawdopodobne. Mimo wieku i tego, że posiadał jajka, nie śmierdział kocurem, co również wskazuje na to, że nie był kotem wolno żyjącym. Pod maską samochodu też raczej nie pojechał, bo za duży jest. Intuicja podpowiada nam, że ulica dostała go w spadku po zmarłej osobie - niestety w dosłownym tego słowa znaczeniu.Sprawdziliśmy w sieci - nikt go nie szuka...
Czemu sobie nie poradził? Bo najprawdopodobniej nie umiał. Prosimy o pomoc dla Osiego. Na długo zapamiętamy jego głęboko złapany oddech w momencie, kiedy z nosa i pyszczka zostały usunięte strupy i ropa.