Otwieramy dużą zbiórkę na utrzymanie azylu, to kolejna desperacka próba przetrwania - tym razem ostatnia.
Nie mamy perspektywy na spokojne życie. Wiemy, że każdy miesiąc to będzie walka o zdrowie naszych podopiecznych, o istnienie Azylu, o każdy wybieg, każdą stodołę, o zapasy jedzenia, paliwo.
Nie ma nic za darmo, świadomie prosimy Was, byście pozwolili nam na kolejne miesiące pracy 24h na dobę, 7 dni w tygodniu.
Chcemy z Wami przeżywać wzloty, upadki, podejmować wyzwania i stawiać czoła przeciwnościom.
Ten rok nie był przełomowy, był jednym z tzw. „gwoździ do trumny”, tym który może zamknąć na zawsze bramy Azylu.
Nasz azyl to ponad 1200 uratowanych zwierząt, ponad 500 adopcji i szczęśliwych zakończeń w nowych domach, mnóstwo zwierzaków, które dożyły ostatnich dni u naszego boku i odeszły w azylu spokojne i kochane.
Pandemia sprawiła, że datków było znacznie mniej, potem przyszły kolejne kryzysy gospodarcze, wzrost cen usług weterynaryjnych, leków, karmy dla zwierząt.
Dziś za kwotę, która kiedyś starczyła nam na 2 miesiące możemy przetrwać tylko połowę tego czasu. Miesięczny koszt utrzymania azylu kiedyś to 45 tysięcy. Teraz możemy o tym pomarzyć.
Zamknęliśmy oczy, by powstrzymać łzy, zacisnęliśmy pięści i odnaleźliśmy w sobie resztki odwagi, by dalej istnieć… przyszła wojna. Fundacje Masz Nosa tworzą ludzie, którzy nie chcieli odwracać głowy od tej niewyobrażalnej tragedii.
Po cichu, bez medialnej otoczki przywoziliśmy do siebie psy w ciężkim stanie, zbieraliśmy dary, spędzaliśmy czas na granicach, nie żałujemy ani minuty z tego czasu.
Były dni, kiedy my, ludzie ograniczaliśmy podstawowe potrzeby, by nasze zwierzęta nie odczuły kryzysu. Wtedy spadła na nas kolejna tragedia, zostaliśmy tymczasowo odcięci od opieki weterynaryjnej.
Nasz dług w klinice był tak duży, że nie mogliśmy przywozić tam podopiecznych. To wszystko nas załamało, ale ani na chwile nie zwątpiliśmy, że Azyl ma sens. To dom dla ponad 100 zwierząt, to mały szpital, sanatorium, bezpieczna przystań, miejsce na mapie, które nie dyskryminuje nikogo.
W Azylu są starsze psy, które zostały tak bardzo zniszczone przez człowieka, że nie odnajdą się już w warunkach domowych.
Mamy zwierzęta gospodarskie, które miały skoczyć w rzeźni. Opiekujemy się psami z tak dużymi traumami, że pewnie lata zajmie nam odbudowanie w ich oczach wizerunku człowieka.
Przeprowadziliśmy kilkaset adopcji jeżdżąc do Państwa osobiście, utrzymujemy kontakt z naszymi adopciakami i ich rodzinami, edukujemy dzieci w placówkach szkolnych na temat empatii w stosunku do zwierząt.
W międzyczasie nie odmawiamy interwencji, sprawujemy opiekę paliatywną nad staruszkami, budujemy, naprawiamy, karmimy, poimy, kosimy, robimy, ile się da własnymi rękami. Pracy nie ubywa, ale to nic, chcemy walczyć o lepsze jutro dla każdego zwierzęcia, które stanęło i stanie na naszej drodze.
A mówiąc szczerze, to droga do naszej fundacji, też wymaga naprawy. Nie marzymy o wakacjach, bo priorytetem jest misja, której się podjęliśmy. Niestety, ciężko jest funkcjonować w ciągłym stresie, nerwach, strachu.
Bywają tygodnia, że spada na nas kilkanaście złych wiadomości, dramatycznych historii, desperackich próśb o pomoc, a jednocześnie nie ma ani jednej iskry nadziei, że i do nas zostaje wyciągnięta pomocna dłoń.
Według społeczeństwa Fundacja powinna zawsze pomóc, zawsze być na miejscu i wręcz usługiwać darczyńcom, niewiele osób widzi, ile serca, pracy i własnego zdrowia wkładamy w funkcjonowanie Azylu. Pracujemy ciężko i to zwierzęta częściej są nam wdzięczne niż ludzie.
Dlatego tak bardzo doceniamy każdą osobę, która nas wspiera słowem, karmą, wpłatą, istniejemy dzięki Wam, jesteście naszą motywacją i podporą. W Fundacji zwierzęta też odchodzą, zostawiają nas z długami, ale i złamanym sercem, trudno znieść żałobę, gdy walczy się o przetrwanie swoje i setki bezbronnych, niewinnych stworzeń.
To ciężkie czasy dla każdego, jednak mamy nadzieję, że to jeszcze nie jest koniec, że jeszcze będzie pięknie. Bądźcie z nami, jesteście nadzieją dla naszych podopiecznych… Nie mamy już siły prosić, ale mamy siłę pomagać.