Pimpuś ma 4 lata, powłóczy nogami, które ciągnie za sobą jak sznurki. Pani Franciszka ma prawie 90 lat i nie jest w stanie mu już pomagać. Myje się w misce, na kolanach, a pod łóżkiem chowa kilkuletnie słoiki z zupami.
Tu zaczyna się nasza podróż do świata, który wydawałoby się, że wyginął - jak dinozaury. Ale on trwa, a odejdzie wraz z ostatnimi pokoleniami. Nie, nie trzeba tu miłosierdzia i litości. Litość odbiera godność. Tu trzeba szacunku dla losu i życia, które mija jak pory roku. Tu trzeba mądrej pomocy, pełnej zrozumienia. Bo czasem godność to ostatnia rzecz, jaka komuś została.
Szereg baraków równych jak klocki lego, okolice Bolesławca. Robi się już szarawo, gdy dojeżdżamy. Punkt na mapie, jakich wiele. Tylko na mapie biedy nie widać. Te baraki to tak naprawdę nie klocki, to obóz przetrwania. Relikwie zamierzchłych czasów, jakich większość z nas nie widuje na co dzień.
W jednym z baraków mieszka starsza kobieta, Pani Franciszka. Niech nie budzi Twojej litości. Nie o litość tu chodzi. Zaradna staruszka, bo aby tu przeżyć w czasach, w jakich żyła, trzeba mieć było zaradność we krwi. Trzęsącą się, pomarszczoną ręką podaje nam dowód osobisty i poprawia sobie kołnierzyk. W baraku niemożebny fetor. Obiecujemy zająć się Pimpusiem kompleksowo, bo w zasadzie po to tu przyjechaliśmy. Dopiero na miejscu okazało się, że nie tylko kaleki Pimpuś potrzebuje pomocy.
Pani Franciszka opowiada nam, jak pewnego dnia Pimpuś uciekł - bo to zawodowy uciekinier. Długo go szukały dzieci z okolicy. W końcu wrócił - ale od tamtego dnia praktycznie nie ma tylnych łapek. A raczej są, ale Pimpuś powłóczy je za sobą. Nikt do końca nie wie, co się stało - czy Pimpuś wpadł pod samochód, czy ktoś go uderzył. Fakt jest jednak taki, że piesek nie chodzi, tylko ciągnie za sobą bezwładne kończyny. Pimpek jest ogromną radością Pani Franciszki, zawsze wysłucha, jest kim się zająć i dla kogoś trzeba wstać, bo z biegiem życia takich powodów miewamy coraz mniej, aż zupełnie się kończą. Obiecujemy starszej Pani, że weźmiemy Pimpka na pełną diagnostykę i zrobimy co w naszej mocy, aby mu pomóc, łącznie ze zrobieniem specjalnie pod niego wózeczka na bezwładne nóżki.
Zaczynamy rozmowę, taką o życiu. Najpierw jest trochę śmiechu, dużo opowieści o Pimpusiu. Potem robi się poważniej. Pani Franciszka ma niecałe 1000 zł renty co miesiąc. Chwilę temu wróciła ze szpitala, gdzie trafiła po ostrym zatruciu. Pokazuje nieśmiało słoiki z zupami poustawiane pod skrzypiącym, starym łóżkiem. Przyznaje nam, nico zakłopotana, że zupa miała ponad 3 lata, podobnie jak reszta zup i dań schowanych pod jej nogami. Niektóre są nawet starsze, ale dodaje, że zjadliwe. No i są. Do tego chleb, pomidor od sąsiada, kawałek sera od święta. Pani Franciszka uśmiecha się i znowu mówi o Pimpusiu. Drążymy temat dalej.
W styczniu skończone 89 lat, dwóch synów - jeden nie żyje, z drugim nie ma kontaktu. Tu, w barakach, tworzą całą społeczność, nie chciałaby się stąd wyprowadzić. Tu jest całe jej życie, od zawsze. Łazienka to tylko rozpadający się sedes, Pani Franciszka myje się klęcząc na podłodze, w starej misce. Kiedy do nas mówi, ucieka wzrokiem, próbuje nie patrzeć, zagarniać spuchniętymi nogami różne starocie pod łóżko. Przeprasza, mówi, że nie spodziewała się gości. Nie chce narzekać, znowu mówimy o Pimpusiu i jego nóżkach. Znowu obiecujemy pomóc i prosimy, aby już chociaż psa pozostawiła nam. Psa zgłosiły zatroskane młode dziewczyny, które lokalnie pomagały zwierzakowi na tyle, na ile mogły.
Rozglądamy się wkoło w zadumie. Można to nazwać "studiem" - ubikacja, pokój dzienny i kuchnia jak "trzy w jednym", bo to w sumie jedno pomieszczenie. Pytamy, co by Pani Franciszka chciała, aby jej kupić - prosi tylko o pomidory, cebulę i chleb, bo bardzo lubi. Zabieramy Pimpusia, cały jej świat. Ale wszyscy wiemy, że on tu zostać nie może. Pimpuś nadstawia główkę na ostatnie głaskanie swojej Pani, wtula się nam w kurtkę i jedzie wraz z nami po ratunek, lepsze życie. Pani Franciszka połyka łzy, prosi, aby szybko odjechać, nie przedłużać. Zabieramy Pimpusia do nas, na zwierzęcy folwark. Nie możemy jednak zapomnieć o starszej Pani i barakach.
Gdy przyjeżdżamy po 2 dniach - drążymy temat pomocy dalej. Pomagamy głównie zwierzakom, ale zwyczajna ludzka empatia sprawiła, że nie mogliśmy udawać, że nie widzimy także ludzkiego dramatu. Posprzątaliśmy więc cały barak, ale to syzyfowa praca - tak naprawdę tu potrzebny jest remont, bo wszystko gnije, od ścian, przez meble, po stare jedzenie pod łóżkiem i w szafkach, a podłogi są zasikane od lat.
Pimpuś zapewne nie jest pierwszym psem, jakiego Pani Franciszka przygarnęła z ulicy. Przywieźliśmy duże zakupy, ale okazało się, że kuchenka jest zepsuta, a butla gazowa przecieka - zrobiliśmy więc razem zupę u sąsiada. Pralki nie ma. Garnki są, chociaż nie wszystkie - sąsiedzi pożyczają i nie oddają. Pieniędzy też. Bo pani Franciszka, jak ktoś potrzebuje (jej zdaniem bardziej niż ona) to i z niewielkiej renty pożycza. Jest też piec, ale grozi wybuchem - więc Pani Franciszka od lat go nie używa. Mówi, że przywykła i ubiera kilka warstw ubrań zimą, gdy są mrozy. Dodaje, że to zdrowe jest dla organizmu, takie zimne powietrze.
Potem temat znowu schodzi na Pimpusia, i już nie udaje się go zmienić. Obiecujemy zabrać ją na folwark w odwiedziny do Pimpusia na dniach. Staruszka klaszcze z radości. Pytamy, czy Pani Franciszka ma jakieś jedno największe marzenie (poza zdrowiem dla Pimpusia oczywiście). "Ciepłe posiłki, chociaż raz dziennie, byłyby miłe, jeśli to nie za dużo..." - słyszymy. Jakaś szkoła dowozi tutaj, do baraków, ciepłe posiłki w cenie 10 zł za zupę i drugie danie.
Ponawiamy pytanie o inne mieszkanie, ale Pani Franciszka chce tu dożyć swych dni. Starych drzew się nie przesadza. Poza tym starsi ludzie często lubią być niezależni, lubią mieć poczucie, że nadal mogą sami sobą się zająć. Pod tym względem Pani Franciszka jest trudną stroną do rozmów - najbardziej zależy jej na tym, aby Pimpuś dostał diagnostykę, leczenie i dopasowany wózeczek. Finalnie kiwa głową na niewielki remont, kupno małej pralki, nowej niewielkiej kuchenki, codzienne ciepłe posiłki, zamówienie kontenera, do którego wrzucimy kilkuletnie zupy schowane pod łóżkiem staruszki. Lista jest znacznie dłuższa.
Prosimy Was o pomoc. Dla człowieka i jego psa.
Pimpuś potrzebuje diagnostyki, leczenia, nowego wózka na chore nóżki, nowego domu. Pani Franciszka - chyba wszystkiego, choć nigdy w życiu nam się do tego nie przyzna. Nie wiemy, ile zbierzemy, zgodnie z życzeniem Pani Franciszki pierwszeństwo ma Pimpuś - potem ona. W ramach własnych sił pewne rzeczy możemy zrobić siłą własnych rąk, ale tam potrzeba znacznie więcej. Remont baraku to ogromny koszt, zakup pralki, lodówki i kuchenki również. Zrobienie łazienki i prysznica też by się przydało. Pani Franciszka nie bywa też u lekarza, bo ma coraz większy problem z umyciem się na kolanach. Wstydzi się trochę swojej biedy. A trochę jest z nią zaprzyjaźniona.
Zobacz film.
Baraki jak klocki lego. Punkt na mapie. Dla mnie, dla Ciebie. Dla kogoś to całe życie. Barak, ale jego własny. Sprawmy, aby choć trochę godniej się w nim żyło.