Znaleziono go na wsi, w krzakach nad rzeką. Leżał zakrwawiony i zabłocony, nie wiadomo jak długo. Cała skóra żuchwy oderwana od kości. Ból przy poruszaniu się. Ogromne, nie dające się wyrazić cierpienie w oczach...
Młodzi ludzie, którzy go znaleźli, zabrali ledwo żywego kota i zawieźli do kliniki 24 h. Tam lekarze zadzwonili do mojej fundacji z prośbą o pomoc, o przejęcie kota pod opiekę.
Kocurek trafił pod opiekę naszej fundacyjnej pani doktor. Rtg wykazało, ze ma złamany mostek! Prawdopodobnie kot wpadł pod samochód, a kierowca myśląc, że zwierzak nie żyje, przerzucił go w chaszcze nad pobliska rzeką...
Żuchwa już jest pozszywana. Kotek usiłuje już sam jeść, choć nie jest to łatwe. Jego pobyt w lecznicy, ze zględu na charakter rany oraz złamanie kości mostka nie będzie krótki. To długie tygodnie jeśli nie miesiące. Potem kastracja. A potem szukanie nowego domu.
Prosimy o wsparcie groszem.