Żegnaj Aniołku! Byłaś i pozostaniesz symbolem nowego życia...dla mnie i dla wszystkich uratowanych koni...
Cztery lata temu walczyłam o swoje życie podczas operacji tętniaka na otwartej czaszce. Nie wiedziałam, czy się obudzę, nie wiedziałam, czy wrócę do miejsca, które stworzyłam, nie wiedziałam, czy dalej będę mogła ratować skrzywdzone zwierzęce istoty...
Los jednak w kwietniu tamtego czasu postanowił dać mi jeszcze jedną szansą na istnienie. W maju pojawiłaś się TY... Pokiereszowana końska Matka skazana na rzeź. Wyeksploatowana do granic możliwości, przetrącona przez ciągnik stałaś się kaleka. Nie mogłaś już rodzić kolejnych źrebaków. Zafundowano Ci więc łańcuch u handlarza i tira, który miał zabrać Cię w ostatnią Twoją haniebną podróż.
Nie byłam jeszcze w pełni sił, ale skoro przeżyłam, musiałam ofiarować życie i Tobie.
Ogromna klacz z sercem spokoju, opanowania, rozsądku i mimo wszystko miłości do człowieka. Kochałaś otaczający Cię świat, kochałaś nas i swoich końskich przyjaciół.
I choć cierpiałaś, ból zawsze znosiłaś w pokorze...
Ze względu na ciężki stan zdrowia przeprowadziliśmy pełną diagnostykę. Lekarzem prowadzącym był dr Radomir Henklewski, który przyjeżdżał do nas aż z Wrocławia. Poważne zmiany zwyrodnieniowe wymagały przeprowadzenia operacji na nogę przednią (artrodeza). Dzięki wsparciu wielu Darczyńców udało się przeprowadzić zabieg i ześrubować staw. Klacz znów mogła żyć bez bólu. I tak cieszyliśmy się wspólnie jej nowym życiem przez kolejne trzy lata.
Niestety w sierpniu bieżącego roku pojawiła się inna choroba tej samej nogi (przykurcz ścięgien). Tym razem mimo specjalistycznej pomocy lekarzy z różnych krańców Polski przegraliśmy z chorobą...
Mohita odeszła mając 21 lat... Tylko tyle, a może aż tyle zdołaliśmy jej dać... Prosimy o wsparcie ostatnich dni naszego końskiego Aniołka...
PS Ostatnia walka o życie Mohity uwzględniona jest w fakturze w załączniku. Faktura za ostatnie pożegnanie klaczy jeszcze do nas nie dotarła, choć cena jest nam znana stąd kwota zbiórki.