Drodzy Pomagacze!
Dowiedzieliśmy się o niej w październiku, kiedy zaczęły się pierwsze przymrozki. Wraz z rodzeństwem i stadem kotów mieszkały w zamarznietej już łące, blisko ruchliwej drogi. Jej rodzeństwo znalazło domy, pozostałe koty zostały wykastrowane.
Ona jednak bardzo różniła się od reszty... Była o połowę mniejsza od swojego rodzeństwa. Pomimo wieku - około 2 miesięcy, mieściła się w dłoni. Najsłabsza z miotu, ostatnia przy misce... Jej oczko było w fatalnym stanie.
Poczatkowo musieliśmy zwalczyć koci katar, który zaatakował i oczy i drogi oddechowe maluchów. Liczyliśmy na to, że w wyniku kuracji stan zapalny w oku Szylkretki choć trochę się zmniejszy. Niestety, bez rezultatu. Doktorzy wdrażali przeróżne krople i maści - łagodzące, odżywcze, z antybiotykiem, sztuczne łzy - wszystkie pomagały tylko na chwilę.
Nieuchronnie, coraz większymi krokami zbliżał się wyrok - amputacja oka. Operacja jest skomplikowana i niesie za sobą ryzyko wielu powikłań... Nawet ryzyko pogorszenia wzroku w drugim, zdrowym oku. Ale nie mamy wyboru i nie możemy czekać. Gałka oczna jest spuchnieta, sztuczne łzy nie dają zamierzonego efektu, bo nie wnikają we wszystkie powłoki i oko i tak martwe i niewidome, zaciera się. To potworny ból.
Szylkretka ma już pół roku. Uwielbia głaski, mruczy, kiedy tylko w polu jej widzenia pojawi się człowiek. To zaskakujące, że w takim małym ciałku, drzemie tak ogromna wola walki. Mała, na domiar złego, ma problemy z jelitami. Kiedy pojawi się u niej biegunka, trwa nawet 2 tygodnie i żadne leki nie przynoszą poprawy. Musimy zdiagnozować jelita, wykonać ciężką operację amputacji oka, wykonać sterylizację. Kociaków w potrzebie mamy bardzo dużo, co chwilę trafia do nas jakaś bieda. Serdecznie prosimy o Państwa pomoc dla nich!
Jeszcze jedno... gdyby wśród Państwa znalazł się ktoś, kto szczerze pokocha niepełnosprawną, kocią piękność, pomimo wszystkich przeciwności, zawieziemy kotkę nawet na koniec świata.